Debata Clinton-Obama

Żeby zrozumieć jak ważna była ta debata, trzeba wyjaśnić jak wyglądają wybory w USA. Otóż, przed wyborami właściwymi (Listopad 2008)  odbywają się tzw. prawybory. Obie ogromne partie – Republikanie i Demokraci w każdym stanie przeprowadzają głosowania między swoimi kandydatami, aby wyłonić tego, który stanie do wyborów właściwych.
Ciekawostką jest to, że głosy nie przekładają się bezpośrednio na szanse, lecz na głosy delegatów. Są to ludzie z ramienia partii, którzy muszą głosować zgodnie z wolą wyborców swojego stanu. Do tego dochodzą u demokratów superdelegates, a u republikanów non-pledged delegates, którzy mogą głosować jak chcą.
Aby to zobrazować – w stanie X odbywają sie prawybory dnia Y, głosuje w nich Z tysięcy wyborców zarejestrowanych do prawyborów z ramienia demokratów (w okręgach wyborczych). Wygrywa kandydat M nad kandydatem O. Każdy z nich dostaje pewną liczbę delegatów (np. M dostaje 20, a O 15). Po wszystkich prawyborach, we wszystkich stanach delegaci na konwencie (sierpień 2008)  głosują kto będzie kandydatem danej partii w wyborach. Mechanizm przydziału delegatów jest różny dla demokratów i republikanów. U demokratów jest bliżej zasady “wygrany zbiera wszystko”, o republikanów delegaci rozkładają się bardziej równomiernie. Delegaci nie-zobowiązani głosują jak chcą.
No to teraz spójrzcie jak rozkładają sie prawybory przed 5 lutego i po 5 lutego. 5 lutego, nazywany Super Tuesday to dzień kiedy zostanie rozdzielona prawie połowa delegatów, oczywiście zwycięzca zdobędzie media i hype do następnych prawyborów. U Republikanów McCain wygrywa z bezpieczną 20% przewagą, u Demokratów jest znacznie ciekawiej. Clinton wygrywa sondaże, ale Obama mocno ją goni. Do tego dodajmy, że ponad 25% wyborców w tzw. exit polls deklaruje, że decyzję podejmuje na 1-3 dni przed głosowaniem.  I na 5 dni przed Super Tuesday odbyła sie w stacji CNN debata między Hillary Clinton i Barackiem Obamą. (na CNN możesz poznać podstawowe poglądy kandydatów na ważne tematy)

Oboje pokazali się dobrze, żadne nie zaskoczyło, żadne nie popełniło większego błędu. Debata była na wysokim (jak na debatę*) poziomie, znacznie wyższym niż w Polsce. Oboje pokazali się jako bystrzy,inteligentni, rozsądni kandydaci, wiekszość ocen jakie czytałem po debacie zwracały uwagę na dwie rzeczy – to najlepsi kandydaci demokratów od niepamiętnych czasów oraz, że najchętniej widzieliby ich razem w białym domu.

Myślę (za Jeffreyem Toobinem), że oboje uznali, że nie warto ryzykować. Obama jest na wznoszącej, Clinton jest z przodu. Clinton wierzy, że pozostanie z przodu, Obama wierzy, że wyprzedzi. Gallup potwierdza, że kwestią jest teraz czas. Obama wsparty przez Kennedych, wsparty przez Kerryego, wsparty przez najważniejszą celebrity ameryki – Oprah Winfrey, wsparty przez nieomal całą śmietankę Hollywood, od Georga Clooneya, przez Laurenca Fishbourna, Edwarda Notrona, Matta Damonapo Sharon Stone, Halle Berry, Charlsa Barkeleya i Bena Afflecka jest na wznoszącej, Clinton ma za sobą potężny elektorat ludzi, którzą dobrze wspominają Billa Clintona. Rezygnacja Edwardsa raczej działa, moim zdaniem (w odróżnieniu od zdania eksperta Gallupa)na korzyść Obamy. We wszystkich Exit Pools, Obama był znacznie częściej drugim wyborem wśród wyborców Edwardsa, na dodatek Obama znacznie lepiej przyciąga niezdecydowanych (zwróćmy uwagę na regularne niedoszacowanie Obamy w sondażach), jest bardziej koincylacyjny i “świeży”.

Taka “łagodna” debata, ukazująca dobre strony obojga oznacza oczywiście przede wszystkim kurczenie się negatywnego elektoratu.

Ze wstępnych analiz komentarzy po wyborczych zarysowują mi się trzy grupy. Tych którzy pozostają przy swoich preferencjach, tych, którzy się troszeczke umocnili (ale ze względu na pozytywny przekaz swojego kandydata, a nie negatywny drugiego) i tych, którzy zaczynają uważać, że już nie ma znaczenia które z nich wygra, oboje są świetni.

Z tych którzy zostają przy swoich przekonaniach, główny przekaz negatywny jest taki:

  • Obama – dla wyborców Clinton, Obama jest mniej doświadczony. Kropka. Tylko tyle i aż tyle. To dla nich bardzo ważne. Zwracają uwagę, że w tej debacie (ich zdaniem) to Clinton była spokojna, rządziła, a Obama sprawiał wrażenie młodego, dynamicznego runner-upa, który goni, stara się itp. Dla nich to dowód potwierdzający ich przekonanie, że Clinton jest lepiej przygotowana.
  • Clinton – dla wyborców Obamy, Clinton nie jest autentyczna. Nie mogą przekonać się do jej wystudiowanego uśmiechu i idealnie wyćwiczonego budowania odpowiedzi wedle zasady “jak najmniej zrazić do siebie”. Dla nich Clinton to kontynuacja polityki ostatnich 20 lat, a nie poważna zmiana.

Z tych, którzy wzmocnili:

  • Clinton –  dla jej wyborców, Clinton mówiła precyzyjnie, była rozluźniona, śmiała się więcej, ma doświadczenie
  • Obama – dla jego wyborców, Obama pokazał, że jest silny, dynamiczny, bardzo inteligentny, był znacznie bardziej autentyczny

Z tych, którzy zbliżyli się:

  • Clinton –  Ci, którzy dotychczas nie chcieli na nią głosować, wyobrażając ją sobie jako sztuczną, nadętą laskę z Waszyngtonu, zepsutą latami rzadów, mogli zobaczyć, trzeźwo myślącą, uśmiechniętą, absolutnie akceptowalną kobietę.
  • Obama – Ci, którzy dotychczas myśleli o nim jako o amatorze, któremu daleko do wiedzy i przygotowania Clinton, zobaczyli młodego, ale świadomego swoich obowiązków, energicznego, i naprawde “innego” niż cały ten estabilishment faceta, który daje nadzieje na zerwanie z polityką ostatnich 20 lat.

Analitycy zwracają uwagę, że Obama mógł i powinien był zrobić więcej. Że jako runner-up nie wystarczy mu “być”, ale musi “być wyraźnie lepszy”, żeby zdobyć elektorat Clinton.

Nie zgadzam się z tym. Uważam, że najważniejsze zwycięstwo Obamy w tej debacie to pokazanie się jako równorzędny partner w dyskusji. Clinton ma duży elektorat negatywny, podejrzewam, że wiele osób głosuje na nią jako na “mniejsze zło”, żeby nie wybierać amatora, głupkowatego, leniwego (stereotyp murzyna), albo populisty (Edwards). Po tej debacie tracą te argumenty. Obama był nie tylko równorzędnym dyskutantem, ale też przważał w ciętnych, celnych ripostach i robił to bardzo naturalnie. Ripiosty Clinton wyglądały bardziej jak z typowego podręcznika do dyskusji, choć nie wiem czy na to zwrócą uwagę obywatele.

Np. mi bardzo rzuca się w oczy robiąca furorę w ostatnich latach metoda wygrywania kiedy ktoś cię trafi. Otóż jeśli przeciwnik powie celną uwagę, która jest w sposób oczywisty prawdziwa i wręcz ośmiesza cię odpowiadasz “nice try”, “niezła próba” i śmiejesz się kręcąc głową przecząco. Jest to wygodne, bo nie mówisz nic, nie musisz szukać argumentów, a jednocześnie zachowujesz swój elektorat. Ci, którzy chcą żebyś miał(a) rację z radością przyjmą, że nie przyznałeś się, a widzowie zapamiętają, że ktoś “spróbował” cię ośmieszyć, a nie zrobił to. Wczoraj w TVN24, Cymański dokładnie tak obronił się przed bardzo mocnym trafieniem Celińskiego, wczoraj w nocy dokładnie w ten sposób Clinton obroniła się przed celnym trafieniem pytającego (pytanie o jej głosowanie za wejściem do Iraku, jej wytłumaczenie i podsumowanie “Czyli mamy rozumieć, że była pani naiwna i dlatego uwierzyła Bushowi?”).

Zatem Obama zyskuje, bo pojawia się, jest w mediach, codziennie słyszymy o kolejnych głosach poparcia od ważnych ludzi, w tej debacie pokazał się z dobrej strony, co zdejmuje z niego odium “niedoświadczonego”, trafił w kilka czułych punktów (np. dużo mocniejsza wypowiedź z celnymi złośliwościami wobec tego jak poradzi sobie z republikanami – to trafia w tych, którzy zastanwaiają się kto jest lepszym kontrkandydatem dla Romneya albo McCaina) i moim zdaniem zgarnie większość niezdecydowanych, wyborców Edwardsa i możliwe, że nawet troche tych, którzy głosowaliby na Clinton, bo nie widzieli wyboru.

Clinton z kolei zmniejszyła elektorat negatywny, choć myślę, że nie tak mocno jak Obama (bo jej elektorat negatywny nie opiera się na nieznajomości, tylko na konkretnych zarzutach – o brak naturalności, o zakłamanie, o wspieranie koncernów itp.), wydaje mi się, że mniej wygrała, ale z drugiej strony może spowolnić odchodzenie od niej wyborców, którzy zobaczyli, że ich wybór jest dobry.

Oboje zyskali w oczach republikanów. Myślę, że oboje mogą zgarnąć elektorat  negatywny republikanów (Ci, którzy nie chcą głosować na McCaina albo Romneya). Wydaje mi się, że jeśli Romney wygra u republikanów, więcej negatywnych poprze Clinton, jeśli McCain, więcej poprze Obame. Generalnie jednak Clinton łatwiej zdobędzie republikanów, którzy chcą mniej zmian, a Obama tych, którzy niecierpią Clinton.

Problem z oceną tego co się stanie wynika z tego, że oboje mają po jednym silnym atucie. Obama jest znacznie bardziej akceptowalny dla niezdecydowanych, świetny mówca, mówi do ludzi, inteligentny, trafia w potrzeby i emocje. Ma mniejszy elektorat negatywn, więcej niezdecydowanych i może zdobywać głosy zniechęconych republikanów tym, że mniej się od nich różni – jest bliżej środka. Z kolei Clinton jest bardziej doświadczona, pochodzi jednak z tych samych “stref” waszyngtońskich i gwarantuje większe utrzymanie status-quo. Republikanie to w zdecydowanej większości konserwatyści, którzy chcą zachowania status-quo. Będzie ciekawie 🙂

Drugi ważny przekaz jest taki, że ta dwójka ma szanse zrobić więcej dla redukcji uprzedzeń w USA niż ktokolwiek inny w ciągu ostatnich 20 lat. Standardowy stereotyp i czarnego i kobiety jest pełny podejrzeń o lenistwo, mniejsze zdolności umysłowe, ograniczoną błyskotliwość i brak rozezenania w typowo męskich sprawach – wojsko, ekonomia, polityka zagraniczna. Tymczasem oboje pokazali się świetnie (zwłaszcza na tle aktualnej polityki USA).

Niedobrym znakiem jest to, że jeśli Obama jeszcze troche zdobędzi, to Super Tuesday nie rozstrzygnie i przez kolejne miesiące będą oni walczyli między sobą, podczas gdy McCain będzie spokojnym i pewnym liderem Republikanów. Reguła jest taka, że kto pierwszy wyłania zwycięzcę, ten wygrywa wybory, ale tym razem sądze, że republikanie nie mają szans, mimo to.

Zatem moim zdaniem demokraci wygrają te wybory, ale jeśli Super Tuesday nie wyłoni zwycięzcy to osłabi ich wynik.

Co do samego Super Tuesday, to widze dwa scenariusze. Obama utrzymuje hype, do którego dołącza się kolejne peak pointy (może dziś Edwards go wesprze? może ktoś z Silicon Valley? Al Gore?) przebija Clinton w Super Tuesday rzutem na taśmę, a ze względu na proporcjonalny rozkład głosów u demokratów nawet 3% zwycięstwa daje sporą przewagę w delegatach i potem idzie dalej na fali zwycięstwa z coraz bardziej zrezygnowana Clinton. Wygrywa prawybory, wygrywa wybory i na vice bierze Edwardsa. Druga opcja to taka, że Clinton utrzymuje przewagę, minimalną, podczas Super Tuesday, co daje jej sporą przewagę w delegatach i walka toczy się dalej. Jeśli Clinton wygra prawybory, to spokojnie pokonuje McCaina.

Jeśli sprawdzi się drugi scenariusz i dość długo Obama nie zacznie wygrywać, to Clinton ma większe szanse, bo delegaci niezobowiązani (superdelgates) zagłosują prędzej na Clinton, a mają sporo głosów do rozdysponowania.

Anyway, piękne wybory,  demokraci pierwszy raz od nie wiem kiedy mają dwóch dobrych kandydatów. Republikanie pierwszy raz od nie wiem kiedy mają dwóch sensownych kandydatów (i niebezpiecznego Huckabee, ale on na szczęście odpadnie). Wtorek będzie ciekawy 🙂

update:  niesamowite. W dniach 27-29 stycznia, Clinton miała 42%, Obama 36%. Dziś Clinton ma 44%, Obama 41%. PollTracker i SurveyUSA i Rasmussen cały dzień pokazują kolejne wyniki, które jednoznacznie wskazują, że Obama goni Clinton. Głowne powody to zbieranie większości elektoratu Edwardsa i (chyba) dobry wynik w debacie wczorajszej.Przykłady? Connecticut, 27 stycznia Clinton 40%, Obama 40%. Dziś Obama 48%, Clinton 44%. Missouri, 24tego stycznia Clinton 44%, Obama 31%, dziś Clinton 48%, Obama 44%. Alabama, 23ci stycznia, Clinton 43%, Obama 28%. Dziś Obama 47%, Clinton 47%.
Nie wiem czy to wystarczy, Clinton cały czas wygrywa, i ma jeszcze 4 dni – wedle sondaży, na pytanie (razem, rep i demo) “który z kandydatów mógłby zagrać nieetycznie” 45% wskazało na Clinton, każdy z pozostałych dostał poniżej 10%. Ale z całą pewnością Obama jest na fali, i mamy sceny jak z amerkańskiego filmu – emocjonująca końcówka. Będę pisał o rozwoju wydarzeń 🙂

Sprawa Palikota – pierwsze rozczarowanie

Sprawa Palikota i jego wpisu na blogu kończy się niczym.

Szkoda.

Byłem bardzo zadowolony, gdy PO powołało komisję Przyjazne Państwo. Byłem bardzo zadowolony gdy jej przewodzenie zostało dane właśnie jemu. Bałem się, że komisji odpowiedzialnej za upraszczanie przepisów dla przedsiębiorców przewodzić będzie ktoś bez doświadczenia,  kto nigdy nie zakładał firmy, nie zmagał sie z prawem handlowym, podatkowym, budowlanym i tą ośmiornicą biurokracji.

Niestety pan Palikot zanim zdażył pokazać cokolwiek ze swoich prac urządza publiczne odpytywanie prezydenta o stan jego zdrowia. Po pierwsze robi to żałośnie nieudolnie – jest zbyt inteligentny by udawać, że nie wiedział, że jak się oskarża to trzeba mieć choćby poszlaki. Po drugie uderza w autorytet głowy mojego państwa, zupełnie niepotrzebnie i bez celu. Po trzecie tłumaczy się jak Andrzej Lepper – “ja tylko pytałem”. Po czwarte  jest to kolejny raz kiedy słyszę nazwisko Palikot i jeszcze ANI razu nie stało się to po czymś wartościowym dla mojego kraju.

Pewnie nie złamał prawa, ale pokazał się ze smutnej strony człowieka pozbawionego taktu. I nie obchodzi mnie czy Kaczyński faktycznie nadużywa alkoholu (też słyszałem te plotki, z wielu źródeł). To nie ma nic do rzeczy. Deklarowanie “troski” od zdrowie głowy państwa jest albo obłudne, albo głupie. Nie wiadomo co gorsze. Alkoholizm to bardzo wstydliwa choroba. W Polsce ma niesamowicie silne konotacje wartościujące. Palikot musi o tym wiedzieć. I jego tłumaczenie, że “o sprawy seksualne” już by nie zapytał, ale o zdrowotne tak, jest idiotyczne. Czy ja moge zapytać o psychozę, zaburzenia poznawcze, kompleks małego członka i skłonności pedofilskie posła Palikota? W trosce o jego zdrowie? Wszak to wszystko choroby, psychiczne.

Jeśli PO wyrzuciło Gilowską, i to w sposób niegrzeczny wobec kobiety, z która się pracowało tyle lat, to postawiło poprzeczkę bardzo wysoko. Z całą pewnością mogliby to zrobić wobec kogoś kto robi z siebie pajaca, i jest to jedyne czym “popisał się” od momentu wejścia do sejmu.

Pozostaje mi wierzyć, że Palikot się zamknie i pokaże coś wartościowego. Że jego komisja przyniesie wymierne, potężne efekty i zakładając firmę za 3 lata nie będę już stał 4 godziny po REGON (jak to robiłem w poniedziałek). Tylko i wyłącznie to mogłoby wytłumaczyć PO z decyzji pozostawienia go w spokoju.

Ten kraj potrzebuje ograniczenia biurokracji. PO jako pierwsze stworzyło organ specjalnie do tego przeznaczony (PiS tylko o tym mówiło, a liczba biurokratów rosła). Palikot jako pierwszy został wybrany do zarządzania nim. Od tego co pokaże zależy jak Polacy ocenią idee upraszczania systemu prawnego.I obawiam się, że jako ostatni. Jeśli on tę idee ośmieszy, to już nikt nie uwierzy, że warto próbować. A na razie ośmiesza… Ogromny minus.

Go Obama!

Heh… przewrotność losu… Demokraci potrzebowali kogoś tak słabego jak Kerry, żeby wytworzyć osoby takie jak Barack Obama czy John Edwards.

Polscy politycy muszą się jeszcze długo, bardzo długo się uczyć. Obama przypomina mi wystąpienie Steva Jobsa, natchniony, mocny, pogodny, zdeterminowy, stanowczy, łagodny… Oczywiście sam profil wystąpienia (podziękowanie za zwycięstwo w prawyborach w Iowa) determinuje styl. Nie ma programu, jest wizja i podziękowania. Ale na świetnym poziomie.

Mam nadzieję, że to właśnie Obama, będzie następnym prezydentem. I nie miałbym chyba nic przeciwko pani Clinton jako wice-prezydentowi ;)Najmocniejsze punkty:

  • mówili, że nie damy rady, że to niemożliwe, że nasze oczekiwania (dot. zwycięstwa) są za wysokie (zb – a mamy za mało pieniędzy)
  • mówili, że nasz kraj jest zbyt podzielony, zbyt zdeprawowany by  powstać razem we wspólnym celu
  • (…) demoracts, republicans, to stand together to say that we are one nation, we are one people and our time for change has come
  • you’ve said (…) to end the political strategy that is all about division and instead make it about addition
  • mnóstwo “the time has come” “for a change, change, change”
  • The time has come, for the president that will be honest (…), and will listen to you, even when we disagree.
  • Who won’t just tell you what you want to hear, but what you need to know.
  • I know you didn’t do this for me, you did this to prove that in the face of impossible odds, the people who love this country, can change them.
  • my journey has started on the streets of Chicago, doing what so many of you have been doing for this campaign – organizing and working and fighting to make peoples life just a little bit better.
  • cały tekst o nadziei, długi i świetnie poprowadzony, aż do genialnego nawiązania do powstania USA, chwili ciszy i najlepszemu tekstowi tego przemówienia:
  • Hope is what let me be here. With a father from Kenia and mother from Kansas and a story that can only happen here, in the United States of America.
  • Hope is a bedrock of this nation. A believe that the history of this country will not be written for us, but by us.
  • that together, ordinary people, can do extraordinary things
  • because we are not a collection of the red states and the blue states, we are the United States of America

Przemówienia innych:

Hillary Clinton – niezłe, spokojne, stonowane. Sprawia wrażenie kobiety doświadczonej, niezależnej. Świetna mowa ciała. (zazdroszczę ;))

John Edwards – no nie mój typ. Bardziej populistycznie od innych – ciągle o pojedyńczych, wzruszających osobach i ich przeżyciach – jak Fakt, bez przerwy mruga oczami co wygląda słabo.

Mike Huckabee – świetny mówca. Spokojny, budzący zaufanie, pozytywny, odważny. Republikanin, więc kompletnie nie mój kierunek myślenia (wojsko, walka, siła, itp. no i te odwołania do Boga), ale znacznie lepszy kandydat od reszty republikanów.

Powtarzające się hasła:

  • zmiana
  • podziękowania dla rodziny
  • podziękowania dla wszystkich
  • to tutaj się zaczyna
  • zwycięstwo (moje, albo nasze)
  • jedna ameryka, a nie niebiescy i czerwoni
  • odwołania do Ojców Założycieli
  • tańsza służba zdrowia
  • no man left behind
  • palec wskazujący złożony z kciukiem w kształcie O, punktujący przed siebie podczas wyliczania

e-życzenia

Miły przyjacielu, miła przyjaciółko.

Jestem niezmiernie wzruszon, że zechciałeś/aś poświęcić chwilę i dodać mnie do masowego maila z życzeniami świątecznymi. Nie, poważnie. To nie sarkazm. Życzenia są czymś miłym, a dodając mnie do listy musiałeś/aś pomyśleć o mnie. Dziękuje. To miłe.

Jednak, ze względu na model w jakim działają emaile, chciałbym serdecznie prosić Cię, o użycie pola BCC do dodawania odbiorców, zamiast pola Do:. Kiedy wysyłasz swój email do grupy ludzi, zwłaszcza email świąteczny, nagle, bez zapowiedzi, duża grupa ludzi, których nie znam, dostaje mój prywatny adres email. Tak, ten, który podałem Ci osobiście. Niekoniecznie chcę tego, bo istnieje spora szansa, że mają jakiegoś wirusa, który zbierze mój adres email i zacznie wysyłać mi spam.

Dziękuję i Tobie również życzę wesołych i spokojnych świat.

On Sex – kicesie

Heh, social web… temat do żartów, kpin, wielcy polskiego piekiełka webowego przepowiadają kolejną bańkę, śmieją się z dzieci neostrady i tak dalej.

No a tu proszę, wczoraj trafiłem na kicesie. vlog, o którym nawet nie śmiałem marzyć.

Genialne w formie i treści, płynne, proste, szczere, momentami bolesne.

Słuchanie jej vloga, to logiczna przygoda, może dlatego, że tak zgodne z moimi poglądami, ale też dlatego, że autorka odważnie, spokojnie i rzeczowo rozprawia się z mitami, bzdurami, lękami… i smutną rzeczywistością, która w zakresie wiedzy o seksie jest znacznie smutniejsza w Polsce niż za wielką kałużą.

Obejrzałem na razie wybiórczo kilkanaście wpisów, i nie mam najmniejszych wątpliwości, że jest to, moim zdaniem, najciekawsza rzecz w Internecie z jaką spotkałem się w tym roku.

Nasza-klasa? Heh… ex-netscape istnieje juz z 10 lat. Zamknięcie napisy.org? Dowód na archaiczność naszego prawa. Android? Naturalna ewolucja rozwiązań programistycznych…

To o czym tu piszę, to  zmiana na poziomie kulturowym. Młoda dziewczyna mówiąca o seksie. Nie pouczający nauczyciel, prof. Lew-Starowicz, nie Kinsey, normalny człowiek. Taki sam vlog mógłbym prowadzić ja, Ty drogi czytelniku, czy Twoj były partner. Samo to, że się na to zdecydowała, i że wybrała taką formę, dowodzi że przekroczyła pewien próg, otwartości, naturalności, szczerości.

Nie dostrzegam w niej zapędów ekshibicjonistycznych, potrzeby dowartościowania, kompleksów, ani manii wielkości. Jest do bólu normalna, a przez to wdzięczna, szczera i autentyczna w tym co mówi.

Pierwsza rzecz jaka przychodzi mi do głowy to: ten vlog powinien zagościć jako lektura obowiązkowa na zajęciach z wychowania seksualnego w polskich szkołach.

Smutna rzeczywistość jest taka, że nie znam dziewczyny w Polsce, która nie miałaby traumy po jakimś chorym, nienormalnym, szowinistycznym facecie. Dziewczyny, która nie wspominałaby relacji seksualnej z kimś traumatycznie. Polacy, mężczyźni, są pod tym względem dzikusami, absolutnie niewychowani, nie wykształceni, zacofani. W efekcie krzywdzą.
Do tego można dołożyć zaślepienie własną pychą, brak samokrytycyzmu i nieumiejętność przyjmowania lekcji, wynikająca z braku pokory. Jesteśmy w średniowieczu.

Dziś czytałem w gazecie wypowiedź dziewczyny, na temat tego, dlaczego Polki wyjeżdzające za granicę tak łatwo się “puszają” tam. Bo pierwszy raz stykają się z szarmanckimi, miłymi mężczyznami, którzy się o nie starają. Nieobyte, nieprzyzwyczajone, łapią haczyk. So true…

Dołóżmy List ojca do koleżanki swojego syna, Kryzys Męskości  i mamy pętlę. Łatwe dziewczyny, które nie stawiają żadnych wymagań, chamscy i aroganccy chłopcy, od których nie wymaga się nic. Nie ryzykują odrzucenia jeśli będą bili, gwałcili, i traktowali swoją dziewczynę jak szmatę. I tak znajdą następną. Mogą wyglądać koszmarnie, zachowywać się żałośnie, a jakiś “lachon” i tak się znajdzie i, jak to napisała autorka w Kryzysie Męskości sam nie wyjdzie z dyskoteki, koleś może stać pod ścianą, palcem nie kiwnąć i przebierać w “towarze”, który w ramach rewolucji seksualnej i równości płci, ubiera się tak skąpo, jak kiedyś ubierały się tylko tanie prostytutki i porusza tak wyzywająco, że trudno myśleć o niej w innych kategoriach ciesząc się, że “ma prawo tak robić”.

Nie twierdzę, że nie ma w Polsce dobrych kochanków, z pewnością są. Ale przytłaczająca większość jest koszmarnych, i smutne jest to, że większość mężczyzn wolałaby nieoglądać takich vlogów, bo są tak pewni, że są świetni, a ich kobiety spędzą być może życie nie wiedząc czym jest orgazm, poczucie bezpieczeństwa, akceptacji w czasie seksu, kochając się “po polsku” – po ciemku, cicho, bez dyskusji, spolegliwie. A te dumne samce dalej będą pewne, że ich kobiety krzyczą z zachwytu nad ich umiejętnościami, a nie z bólu, lub milczą z przejęcia a nie z zagubienia…

Kicesie dostaje ode mnie ogromnego plus. Jej vlog uważam za ważniejszy krok w rozwoju Internetu niż jakikolwiek wielki serwis w tym roku. 🙂

Waltz o stadionie

Budowa stadionu to zadanie dla rządu, a nie samorządu. Ja wyrażam tylko swoją opinię, niekonsultowaną zresztą jeszcze z kolegami z Platformypodkreśla Gronkiewicz-Waltz.

Panika rozsiana przez media jest imho przesadzona. Rozumiem lęk, że prezydent Warszawy storpeduje projekt. Rozumiem obawy pani prezydent, że Warszawa będzie storpedowana przez 3 lata budowy, ale mam nadzieje, że powyższe zdanie, ostatecznie dowodzi, że pani prezydent nie zamierza nic torpedować. Powiedziała tylko swoje zdanie. Tytuły newsów “Warszawa straci Euro 2012!” są przesadzone.

Na gorąco

wiem, wszyscy mają już wyborów dość. Z drugiej strony, przynajmniej wokół mnie, wszyscy wciąż wyborami żyją. Pozwolę sobie zatem na kilka opinii…

  1. Rządy PiS, Samoobrony i LPR zmobilizowały wyborców. Polityka stała się znacznie ważniejszą “częścią” życia. Niestety, nie na płaszczyźnie merytorycznej (kogo dziś obchodzi dogłębne zastanawianie się nad aborcją, eutanazją, problemem wspierania nierentownych zakładów itp.), tylko na płaszczyźnie emocjonalnej (komuszki, mordercy, ZOMO, Kiszczaki, Układ, Zło, Szatani). To odbiera szansę na rozpoczęcie merytorycznej debaty
  2. PiS, wbrew zapewnieniom swoich przywódców i akolitów, nie utrzymał elektoratu. W poprzednich wyborach PiS zdobył 26,99%, w tych 32,16%. Jednak w tym samym czasie LPR straciło 6,67%. Nie wierzę, aby choćby jeden procent tych wyborców zagłosował na kogokolwiek poza PiS. Zatem PiS dostało 6,67% od LPR. Samoobrona straciła 9,87%. Część ich głosów przejęło PSL (ale nie wiele), część LiD. Jednak zdecydowana większość trafiła z pewnością do PiS. Zaryzykuję, że 70%, co daje 6,9%. Zatem od LPR i Samoobrony PiS dostaje 13.5%. Zgodnie z tą, najprostszą logiką, PiS straciło 8.33% głosów, i to lekko licząc – wszak LiD sumarycznie w zeszłych wyborach zdobył 17,6%, a w tych 13,2%. Reszta głosów prawdopodobnie dość równomiernie poszła na anty-PiS, czyli PO i na anty-liberalizm czyli PiS. (źródło danych – Wikipedia)
  3. PO musi wejść w koalicję z PSL. Szkoda, miałem nadzieję, że obędziemy się bez koalicji. Z drugiej strony, miłbym zaskoczeniem byłoby, gdyby Pawlak wypromował trochę Wolne Oprogramowanie. Wszak pisze o tym na blogu, i wygląda na to, że rozumie co pisze.
  4. Koalicja z PSL ma jeszcze tę zaletę, że przy całej wierze w PO, PSL jest partią znającą sytuację polskiej wsi. Jako, że wieś jest szczególnie niechętna PO, partner w postaci PSL “łagodzi” nastroje. A PSL w porównaniu z partnerem “wiejskim” poprzedniej koalicji to sama elegancja, szyk, kultura, elokwencja i poziom najwyższy możliwy.
  5. “Piątą władzą” nie zostaje Internet, lecz spin-doktorzy. Spece od psychomanipulacji tłumów, ludzie wyczuwający emocje, nastroje, dobierający co mówić i jak. Ludzie typu Kurski, Kamiński, Bielan… Nie przypadkiem Tusk co chwila wtrąca “naprawdę coś tam, ja naprawdę…” a Kaczyński “oczywiste jest, że…”. To Ci ludzie kręcą maszynką, to Ci ludzie w ślepym pędzie by w realiach mediów dotrzeć do wyborców zabijają merytoryczną dyskusję. To oni obmyślają jak zrobić, żeby każde zdanie było “kluczem”, który trafi na nagłówki gazet, zmieści się w 5 sekundach materiału w TV, będzie powtarzane przez ludzi na ulicach. To oni zabijają wszelką szansę na dyskusję w naszym kraju. Kto dziś odważy się poruszyć jakiś poważny temat? Kiedy natychmiast, mówiąc “warto by porozmawiać o aborcji” usłyszy “morderca”? Każdy ważny problem społeczny ma już swoje “hasło” przygotowane, a politycy są wyuczeni kiedy je mówić. Politycy nie muszą być inteligentni, błyskotliwi, szczerzy, otwarci na poglądy innych, mieć background filozoficzny i swoje poglądy. Oni mają wiedzieć kiedy coś krzyknąć aby uciąć zalążek niebezpiecznej debaty, którą mogliby przegrać. Spin doktorzy rządzą dziś mediami. Lewcia mówi, że LiD jest inny, ale to Kwaśniewskiego doradcą za jego prezydentury był sam Urban. Gratuluję. Chciałbym, aby teraz Tusk odciął się od spin doctorów. Aby jego doradcą został Bartoszewski.
  6. Dygresja. Nie, nie jestem “wyborcą PO”. Moim naturalnym wyborem powinno byc coś między PO a Demokraci.pl. Niestety Demokraci weszli w koalicje z SLD czego wybaczyć nie mogę. Przypominam, że PO to nadal partia konserwatywna społecznie, chrześcijańska. Jako społeczny liberał popierający aborcję, eutanazję, silny rozdział kościoła od państwa, związki homoseksualne itp., PO nie jest “moją” partią. Ale jest partią liberalną ekonomicznie, a to też mi bliskie, jest partią cywilizowaną, “oświeconą”, prozachodnią i współczesną. Mam nadzieję…
  7. Chciałbym, aby PO zdecydowało się na cholernie bolesne, cholernie mocne i cholernie potrzebne reformy gospodarcze. Już. Od zaraz. Mamy wzrost gospodarcz, który od polityków praktycznie nie zależy (był za PiS, będzie i za PO), zgadzam się z Balcerowiczem, że wykorzystać go należy do łagodzenia skutków tych reform, a nie przejadać. Póki jest wzrost, robić reformy.
  8. Tak, Balcerowicz byłby dobrym ministrem finansów. Tylko PO ma szansę go zgłosić i mam nadzieję, że odważy się na tak poważne reformy jakie on proponuje. Niestety byłoby to prezentem dla spin doctorów PiS i LiS, dlatego możliwe, że rozsądniej będzie postąpić za radą Chlebowskiego i wybrać eksperta, a nie polityka. Ten powinien zaś współpracować z Balcerowiczem. (dla tych, co wychowali się na socjalnej wizji Leppera na temat reform Balecerowicza – Wikipedia i Analiza)
  9. PO wykonało rzecz,o której wszyscy sądzili, że jej się nigdy nie uda. Odróżniła się i od PiS i od LiD. Choć obie strony straszyły, że po wyborach PO wpadnie w ramiona albo PiS albo LiD, że niczym się od nich nie różni, PO się różni. Jest partią prawicową, więc do LiDu jej STRASZNIE daleko. Jest partią liberalną, nowoczesną, obywatelską, więc do PiS też STRASZNIE daleko. Socjologowie dwa lata temu mówili, że dla PO nie ma elektoratu. Bo klasa średnia w Polsce nie istnieje. No to dziś już zaczyna istnieć, szkoda, że w tak ogromnej mierze Polska klasa średnia zaczyna istnieć na Wyspach Brytyjskich…
  10. Jeśli chodzi o lęk przed “zwolnieniami”. Jestem liberałem. Jeśli ktoś mi mówi, że “sprywatyzowana firma zwalnia 80% załogi”, to dla mnie oznacza to, że “upaństwowiona firma” utrzymywała na koszt podatnika 80% załogi niepotrzebnie. Produkowała więcej niż jej się to opłacało i tak dalej. Utrzymywała fikcję, która kosztowała. Nie zgadzam się aby cofać Polskę w miejscu, odbierać pieniądze na reformy i rozwój, po to, aby utrzymywać przy pracy ludzi, których praca jest nierentowna, nieopłacalna i bez sensowna. Górników, stoczniowców, zakłady niewiem jakie, które mają nadprodukcję, nadzatrudnienie. Wierzę, że firma prywatna optymalizuję skład załogi – rightsizing. Wierzę w wolny rynek kontrolowany w skali minimalnej. Nie wierzę w cokolwiek co jest “państwowe”, bo państwo nie daje rady w ekonomii. Komunizm próbował przez wiele lat, gospodarka kontrolowana kończyła się to nieodmiennie bankructwem kraju.
  11. Optymalnym dla mnie scenariuszem, byłoby teraz, gdyby PO udało się podnieść poziom polityki do takiego w którym nie ma miejsca dla Leppera, Giertycha, Kurskiego, Gosińskiego, Oleksego, Millera, Fotygi, Szczypińskiej, Macierewicz, Nelli Rokity… Żeby tak jak teraz, aby walczyć w wyborach wszystkie partie musiały zejść na poziom ustalony przez Samoobronę, LPR i PiS, to w następnych wszystkie partie musiały postawić na ludzi spokojnych, elokwentnych, tolerancyjnych, uśmiechniętnych, mówiących kilkoma językami, itd. To oznacza eliminację post-PZPRowskiej lewicy w LiD oraz katoparwicowej nacjonalistycznej części w PiS. Wówczas LiD powinien się podzielić – na lewicę, która powinna pozostać w sejmie, ale na marginesie – by pilnować najbiedniejszych przed machiną liczb i uspołeczniać państwo (tam powinna trafić socjalistyczna część PiS), oraz część liberalną gospodarczo i społecznie – Demokraci.pl. Ci z kolei powinni połączyć się z PO tworząc coś w rodzaju obozu “Demokratów”. Cywilizowana część PiS, o poglądach konserwatywnych społecznie, chorześcijańskich, tych którzy nie wierzą w ludzi ale w kontrolę nad nimi i pragną silnego aparatu władzy a nie kierunku “Nocnego Stróża” powinni tworzyć w PiS obóz Republikanów. PSL jako jedyny powinien pozostać tam gdzie jest. Wówczas mielibyśmy model 4 partii. Dwóch silnych bloków o poglądach dziś określanych jako “prawicowe” (wyłącznie ze względu na resentyment za komunizmem, który na szczęście mam nadzieję zanika) oraz dwie mniejsze, Socjalistów (ale nie tych co chcą rewolucji, tylko tych co chcą państwa socjalnego, ochronnego) na skraju, oraz PSL ze względu na silny odsetek ludzi na wsi w naszym kraju. Oczywiście o elementach typu “partie wokół ideii, a nie polityków”, “zerowy wpływ skrajnych populistów” itp. nie muszę pisać.
  12. Nie wierzę w tym parlamencie na jakąkolwiek debatę społeczną. PiS jest za silne i będzie tylko czekało, aby zacząć krzyczeć hasełka ucinające debaty (patrz pkt. 5). Ale liczę na reformy gospodarcze. Liczę, na usunięcie podatków, przepisów, ograniczeń. Liczę na ułatwienia w zakładaniu i prowadzeniu firm, kierunek podatku liniowego, dalszą prywatyzację (bez korupcji, ale szybką – zgodnie z logiką, że o własne każdy dba bardziej niż o “państwowe”).
  13. Mam nadzieję, że wyborcy PiS mile się rozczarują, że okaże się, że to o co oni walczą, nie musi być realizowane w sposób, który mnie napawa obrzydzeniem. Że PO to nie komuniści, że CBA nie zniknie, ale też nie będzie urządzało show na 4 dni przed wyborami z wynużeniami skorumpowanej pani dziwnie pasującymi do spotów wyborczych partii rządzącej, że lustrację można dokończyć nie grając teczkami i nie ujawniając ich w wybranej przez siebie kolejności, że polityke zagraniczną można prowadzić na uśmiechu, przyjacielsko, i może ją prowadzić ktoś pokroju pare klas wyższego od Fotygi. Że ludzie nie chcą zostawać na Wyspach i chcą wrócić do kraju. Że to wszystko można zrealizować, że korupcję można zwalczyć, i nie trzeba do tego dwóch małych frustratów z kompleksami, którzy nie rozumieją nowoczesnego świata.
  14. Jak pisałem dawno temu – zgadzam się z celami PiS, ale brzydzę się metodami ich osiągania. Nie wierzę, aby do normalności potrzebne było robienie z Leppera “premiera”. z Giertycha ministra edukacji, “kontrolowanie” mediów…
  15. Chciałbym, aby politykę można było prowadzić określając oponentów jako ludzi o innych poglądach, a nie “wrogów”, “kataklizmów dla Polski” itp. (to wymaga, aby na scenie byli ludzie, o odpowiednim poziomie kultury osobistej, wykształcenia i erudycji – W moim przekonaniu spora część PiS jest poniżej, a po drugie, aby Ci, którzy zostaną na scenie mieli odwage szanować przeciwnika wyborczego i uznać, że są uczciwi, dobrzy, mądrzy ludzie dla których jego poglądy bliższe od moich).
  16. Mam nadzieję, że PO odpolityczni media, nikt nigdy tego nie zrobił. Chciałbym, aby PO pokazało, że można. Aby tak żałosna pani jak Kruk nie musiała motać się między polityką a mediami, kłamiąc w co drugim zdaniu.
  17. Stawiam PO bardzo wysokie wymagania. Uproszczenie podatków, przepisów, obniżenie podatków, głębokie reformy gospodarcze, podniesienie poziomu dyskusji w sejmie, jednomandatowe okręgi wyborcze, kontynuacja walki z korupcją, ale bez wykorzystania służb do polityki, odpolitycznienie mediów, sprawna polityka zagraniczna, wykorzystanie środków unijnych, znaczne ograniczanie biurokracji, obniżka kosztów państwa, dobry rząd ekspertów. Współpraca z PiS, zwłaszcza w zakresie rozliczania przeszłości, lustracji, upamietniania historii Polski (vide: świetne muzeum Powstania Warszawskiego), współpraca z LiD przy cywilizowaniu Państwa, liberalizacji społecznej. Współpraca z PSL przy rozwoju wsi. Współpraca z Europą i USA. Mądre, spokojne, ale konsekwentne uświadamianie zachodu, że Rosja Putina jest zagrożeniem a nie partnerem. Bezwzględne rozliczanie się z wszelkimi podejrzeniami wewnątrz partii – tak – takie jak wyrzucenie pani Sawickiej. Szybkie wprowadzenie euro. Prywatyzacja. Silna stymulacja przedsiębiorczości jako remedium na bezrobocie. Uśmiech. Kultura osobista. I będę ich z tego wszystkiego rozliczał.

p.s. Ale nie liczę, aby Ci wyznawcy PiS to dostrzegli. Wszak już dziś czytałem, że “PO już się zaczeła kompromitować” – dla takiego człowieka nie ma raczej nadzieji na poprawę. On już zawsze będzie z kimś walczył. Zresztą Jarosław “Platformę Popiera Zabójca Popiełuszki” Kaczyński też… tylko, że to skrajności, i mam nadzieje, że na nowej scenie politycznej zaczną być nimi, a wiekszością będzie normalność, spokój, pozytywne emocje, nadzieja i energia.

na wybory…

Chciałem rządzić już, gdy miałem 12 lat. Premierem zamierzałem zostać mając lat 34, a skończyć rząd, mając lat 91. To byłby rok 2040. To jeszcze strasznie dużo czasu. (Wywiad dla Wprost, 15 stycznia 2007)

Głodówka to nie jest niezjedzenie kolacji. Jak będą w stanie głodu przez, dajmy na to, trzy dni czy dwa choćby, to wtedy będzie można mówić o głodówce. Na razie nie zjadły kolacji. To nikomu jeszcze nie zaszkodziło (O strajkujących pielęgniarkach, które podjęły głodówkę. Wtorek 26 czerwca 2007, „Sygnały dnia”, Program 1 PR)

Muszę przyznać, że Antoni Macierewicz wykonał swoje zadanie perfekcyjnie. Ci, którzy wątpili w jego uczciwość i rzetelność, widzą, jak bardzo się pomylili. (Wywiad dla Gazety Polskiej, nr 44,1 listopada 2006)

Nie będzie w Polsce dyktatury, i tylko ktoś bardzo głupi może wierzyć w tego rodzaju zagrożenie. (Przemówienie w Sejmie 17 lutego 2006)

Pani minister Fotyga pozostaje na swoim stanowisku. Wszystkie zarzuty wobec niej to jest wielkie ssanie z palca.

Robimy dla Polski dużo, bardzo dużo… aż trudno wymienić. (Fakty TVN)

W Polsce tak naprawdę wolnych mediów nie ma. Jest pewien układ i dziennikarze, których pozycja jest bardzo trudna. (Konferencja prasowa Jarosława Kaczyńskiego w Krakowie, 27 lutego 2005.)

Nasi przeciwnicy to strasznie mali ludzie, marni pod każdym względem – intelektualnym i moralnym. (podczas konferencji prasowej, 11 lipca 2007)

Ale Pan bez przerwy to samo, pan nie wytrzymuje, pan rozumie, że siła moich argumentów jest taka, że pan nie ma żadnych szans. (debata 1 października 2007)

Żadne krzyki nas nie przekonają, że białe jest białe, a czarne jest czarne. (Expose premiera, 24.07.2006)


Tymczasem każdy, kto uważa się za nieomylnego, staje się w oczach innych albo śmieszny, albo groźny. (Władysław Bartoszewski, Październik 2007)

Pierwszy cobbler

W dniu dzisiejszym ukończyłem kurs barmański I-go stopnia i uzyskałem tytuł Barmana zgodnie z wymogami SBP i IBA.

Mnóstwo wiedzy (30 zapisanych kartek A4), mnóstwo teorii (różnice w destylacji różnych burbonów od szkockiej), mnóstwo dobrej zabawy zakończonej egzaminem pisemnym i praktycznym.

Podczas praktycznego wykonałem shorta Affinity otrzymując 3,5 punkta karnego (błąd w oprawie kieliszka -3 i trzymanie za kielich) . Podczas części teoretycznej dostałem również 3,5 punktu karnego.

Następny cel to kurs Flair lub kurs II stopnia. 🙂

Podczas pracy kreatywnej mieliśmy za zadanie przygotować Cobbler w formie shorta w kieliszku od szampana na kruszonym lodzie. Podzielę się swoim pomysłem, który został bardzo pozytywnie oceniony:

15 ml London Dry Gin
25 ml Passoa
10 ml Green banana liquor
7,5 ml Pinapple juice
2,5 ml Green mint liquor

Garnierowałem plastrem ananasa poprzecinanym skrawkami brzoskwini, rozrzuconymi borówkami, 4 kawałeczkami kiwi, truskawki i malin.

Mięta nie tylko nie zabiła smaków, ale świetnie przeszła w drugą nutę ciągnąc odczucie chłodu z początku łyka. Chciałbym spróbować dać 5ml więcej ginu zamiast soku z ananasa i spróbować zastąpić miętę kokosem (Malibu). Ogólnie jednak na ciepły wieczór, imprezę itp. powinno być idealne 🙂

Nie mam pomysłu na nazwę, więc jeśli spróbujesz i będzie Ci smakować, to zastanów się nad nazwą 🙂