Terminal 2 – Okęcie

Jeśli ktoś jeszcze nie miał okazji zwiedzić, to zapraszam na wirtualną przechadzkę po nowo-otwartym terminalu 2 na Okęciu.

Terminal otworzono, z ponad półtora rocznym poślizgiem co pozwoliło nam uniknąc kompromitacji (od końca marca musimy obsługiwać pasażerów wedle standardów z Shengen, a tylko nowy terminal na to pozwala).

Nowy terminal jest miły, wygląda nowocześnie (choć bez przesady), schludnie, troche kanciaście, ale to chyba ogólna tendencja (patrząc po pasażu Wiecha w W-wie), jest nawet strefa dla sklepów i barów jak na zachodnich lotniskach… no Europa 🙂

Uwag mam sporo. Pomine te fundamentalne, takie jak to, że ładowanie kasy w nowy terminal na lotnisku zby blisko położonym centrum, które trzeba i tak przenieść dalej jest bzdurą, oraz, że nowy Terminal jest i tak tylko 1/3 tego co potrzebujemy, skupie się na trzech błędach, które są bardziej stylistyczne niż funkcjonalne.

  • Ogromne szyby tuż przy siedzeniach dla czekających są zbyt prześwitujące. Tzn. one są troszke przyciemniane, ale tylko troszkę. W efekcie słońce mocno razi w oczy nawet teraz, gdy jest mroźno, a co dopiero w lecie. Albo przyciemnią, albo przysłonią, albo będziemy dalej ślepli. Nie miałem nigdy takiego poczucia oślepienia jak podczas wylotu w czwartek o 15:40.
  • Siatka. Wokół gate-ów są takie boksy w których czekamy na boarding. Po jednym na dwa gate-y. Są one otoczone szklanymi ścianami, które ładnie wyglądają, ale od wysokości mniej więcej 2 metry jest to siatka, do sufitu. Wygląda to koszmarnie, budzi okropne skojarzenia i nie ma (chyba) żadnego sensu.
  • Megafony. Na całej długości korytarza, na linii gdzie chodzą pasażerowie, gdzie są gate-y, są głośniki. Ogromne, i jest ich bardzo dużo. Ustawione są w równiutkich rzędach i, przynajmniej we mnie, budzą absolutnie skojarzenia z więzieniem. Zobaczycie je na kilku zdjęciach z mojego setu.

Poza tymi elementami, lotnisko wygląda miło, widać, że jest nowe, wygląda bardzo funkcjonalnie i nie ma  żadnego porównania z tym obleślnym gratem nazwanym Terminal 1.

Miłych lotów 🙂

Aha… w Paryżu pada 🙁

czas zmienia ludzi

Bill Clinton w październiku 2004 mówi o strachu/nadzieji:

A jego żona, w lutym 2008 prowadzi kampanię wyborczą w stanie Texas, poprzez reklamy z takim tekstem:

“It’s 3 a.m., and your children are safe and asleep, but there’s a phone in the White House and it’s ringing,” says the narrator in Clinton’s ad. “Something’s happening in the world. Your vote will decide who answers that call, whether it’s someone who already knows the world’s leaders, knows the military — someone tested and ready to lead in a dangerous world.”

Czas zmienia ludzi… na dodatek Hillary musi chwytać się brzytwy… Po najbliższym wtorku są duże szanse, że jej wybór będzie ograniczał się do honorowego poddania się, albo upartego trzymania się nogawki Obamy, żeby się nie przyznać do przegranej.  Wystarczy, że nałożymy trendy ostatnich 10 dni na najbliższe cztery. Dwa tygodnie temu Clinton miała w Texasie 15 procentową przewagę. Dziś przegrywa 4-6%. W Ohaio jeszcze wygrywa, ale tylko 2% (błąd stat. do 3%)…

Taka sytuacja zmusza ją do desperackich ruchów. A to z kolei potwierdza moje zdanie o niej. Po trupach do celu, bez moralności, bez własnego zdania, wszystko dla zysku, władzy, głosów. Jest skuteczna, inteligentna, ale jej totalnie nie ufam. Tak więc mam nadzieje, że po wtorku zajmie się wspieraniem Obamy w kampanii do wyborców w listopadzie.

Aktualizacja sprzętu

Od dwóch lat moją główną maszyną, służącą do mordowania procesora na nieustannych kompilacjach, jak nie mozilli, to flocka, to qt4, to kde, to X.org, to nouveau, to psi albo jeszcze czegoś innego jest następujący sprzęt:

  • AMD Athlon 64 X2 4800+
  • 4 GB DDR2
  • Seagate Baracuda SATA 300 GB
  • ASUS A8N-SLI 32
  • Samsung 960BF 19″
  • ASUS GeForce 7800 GT Silencer

No i zbliżają mi się wydatki. Najważniejszy to nowy laptop, ale tu czekam na aktualizację macbooków pro w zakresie laptopa “do pracy”, a w zakresie lekkiego notatnika rozpatruję albo MacBook Air albo Toshiba Portege R500.

Na razie jednak czekają mnie 3 nowe zakupy.

  1. Router. Potrzebuje czegoś na czym mogę postawić openwrt. Linksys  WRT350N wygląda zachęcająco.
  2. Drugi monitor. Na dzień dzisiejszy wygrywa Samsung 226 CW
  3. Karta graf. Tutaj po długich bataliach i przeczytaniu ziliarda testów Gainward BLISS GeForce 8800 GT wygrał z Radeonem HD3850.

W dalszej perspektywie w tym roku chcę jeszcze kupić cichy dysk twardy na start OS (bo ta Barracuda, choć szybka to cholernie głośna).

Zastanawiam się też nad Logitechem Air (mysz).

Więcej wymian nie robię. CPU są w stanie mocno przejściowym i wolę poczekać do następnego roku, pamięci to samo. Kartę zmieniam, bo choć Silencer jest naprawde cichy to ostro się grzeje i dużo zajmuje. Nowy monitor, bo od dawna cierpię na brak drugiego, a OLEDowe wejdą dopiero w 2010, więc takie dwa pownny mi na 2 lata wystarczyć.

Jeśli macie jakieś doświadczenia, lub uwagi/propozycje dot. sprzętu to będę wdzięczny 🙂

Yes we can

Kontynuując serię ciekawych i świetnie zrobionych apeli do społeczeństwa w odniesieniu do wyborów w USA.

Kawałek “Yes We Can” jest miksem znanych muzyków i aktorów melodeklamujących przemówienie Baracka Obamy z New Hempshire, które, jak już pisałem, przypomina mi Steva Jobsa, czy Martina Lutera Kinga.

Wyprodukował go will.i.am, a przez teledysk przewija się bardzo dużo znanych twarzy.

Lessig na temat Obama vs. Clinton

Niedługo napisze więcej o aktualnej sytuacji, zwłaszcza, że nieskromnie mówiąc rozwija się w kierunku przewidzianym w poprzednim poście.

Na razie jednak, chciałbym zaprosić do wysłuchania pomysłodawcy i twórcy licencji Crative Commons, profesora Lawrenca Lessiga na temat roli tych wyborów, i wpływu tego wyboru na przyszłość nas wszystkich. Umieścił ten vlog na swoim blogu 6 dni temu.

Zapraszam

Debata Clinton-Obama

Żeby zrozumieć jak ważna była ta debata, trzeba wyjaśnić jak wyglądają wybory w USA. Otóż, przed wyborami właściwymi (Listopad 2008)  odbywają się tzw. prawybory. Obie ogromne partie – Republikanie i Demokraci w każdym stanie przeprowadzają głosowania między swoimi kandydatami, aby wyłonić tego, który stanie do wyborów właściwych.
Ciekawostką jest to, że głosy nie przekładają się bezpośrednio na szanse, lecz na głosy delegatów. Są to ludzie z ramienia partii, którzy muszą głosować zgodnie z wolą wyborców swojego stanu. Do tego dochodzą u demokratów superdelegates, a u republikanów non-pledged delegates, którzy mogą głosować jak chcą.
Aby to zobrazować – w stanie X odbywają sie prawybory dnia Y, głosuje w nich Z tysięcy wyborców zarejestrowanych do prawyborów z ramienia demokratów (w okręgach wyborczych). Wygrywa kandydat M nad kandydatem O. Każdy z nich dostaje pewną liczbę delegatów (np. M dostaje 20, a O 15). Po wszystkich prawyborach, we wszystkich stanach delegaci na konwencie (sierpień 2008)  głosują kto będzie kandydatem danej partii w wyborach. Mechanizm przydziału delegatów jest różny dla demokratów i republikanów. U demokratów jest bliżej zasady “wygrany zbiera wszystko”, o republikanów delegaci rozkładają się bardziej równomiernie. Delegaci nie-zobowiązani głosują jak chcą.
No to teraz spójrzcie jak rozkładają sie prawybory przed 5 lutego i po 5 lutego. 5 lutego, nazywany Super Tuesday to dzień kiedy zostanie rozdzielona prawie połowa delegatów, oczywiście zwycięzca zdobędzie media i hype do następnych prawyborów. U Republikanów McCain wygrywa z bezpieczną 20% przewagą, u Demokratów jest znacznie ciekawiej. Clinton wygrywa sondaże, ale Obama mocno ją goni. Do tego dodajmy, że ponad 25% wyborców w tzw. exit polls deklaruje, że decyzję podejmuje na 1-3 dni przed głosowaniem.  I na 5 dni przed Super Tuesday odbyła sie w stacji CNN debata między Hillary Clinton i Barackiem Obamą. (na CNN możesz poznać podstawowe poglądy kandydatów na ważne tematy)

Oboje pokazali się dobrze, żadne nie zaskoczyło, żadne nie popełniło większego błędu. Debata była na wysokim (jak na debatę*) poziomie, znacznie wyższym niż w Polsce. Oboje pokazali się jako bystrzy,inteligentni, rozsądni kandydaci, wiekszość ocen jakie czytałem po debacie zwracały uwagę na dwie rzeczy – to najlepsi kandydaci demokratów od niepamiętnych czasów oraz, że najchętniej widzieliby ich razem w białym domu.

Myślę (za Jeffreyem Toobinem), że oboje uznali, że nie warto ryzykować. Obama jest na wznoszącej, Clinton jest z przodu. Clinton wierzy, że pozostanie z przodu, Obama wierzy, że wyprzedzi. Gallup potwierdza, że kwestią jest teraz czas. Obama wsparty przez Kennedych, wsparty przez Kerryego, wsparty przez najważniejszą celebrity ameryki – Oprah Winfrey, wsparty przez nieomal całą śmietankę Hollywood, od Georga Clooneya, przez Laurenca Fishbourna, Edwarda Notrona, Matta Damonapo Sharon Stone, Halle Berry, Charlsa Barkeleya i Bena Afflecka jest na wznoszącej, Clinton ma za sobą potężny elektorat ludzi, którzą dobrze wspominają Billa Clintona. Rezygnacja Edwardsa raczej działa, moim zdaniem (w odróżnieniu od zdania eksperta Gallupa)na korzyść Obamy. We wszystkich Exit Pools, Obama był znacznie częściej drugim wyborem wśród wyborców Edwardsa, na dodatek Obama znacznie lepiej przyciąga niezdecydowanych (zwróćmy uwagę na regularne niedoszacowanie Obamy w sondażach), jest bardziej koincylacyjny i “świeży”.

Taka “łagodna” debata, ukazująca dobre strony obojga oznacza oczywiście przede wszystkim kurczenie się negatywnego elektoratu.

Ze wstępnych analiz komentarzy po wyborczych zarysowują mi się trzy grupy. Tych którzy pozostają przy swoich preferencjach, tych, którzy się troszeczke umocnili (ale ze względu na pozytywny przekaz swojego kandydata, a nie negatywny drugiego) i tych, którzy zaczynają uważać, że już nie ma znaczenia które z nich wygra, oboje są świetni.

Z tych którzy zostają przy swoich przekonaniach, główny przekaz negatywny jest taki:

  • Obama – dla wyborców Clinton, Obama jest mniej doświadczony. Kropka. Tylko tyle i aż tyle. To dla nich bardzo ważne. Zwracają uwagę, że w tej debacie (ich zdaniem) to Clinton była spokojna, rządziła, a Obama sprawiał wrażenie młodego, dynamicznego runner-upa, który goni, stara się itp. Dla nich to dowód potwierdzający ich przekonanie, że Clinton jest lepiej przygotowana.
  • Clinton – dla wyborców Obamy, Clinton nie jest autentyczna. Nie mogą przekonać się do jej wystudiowanego uśmiechu i idealnie wyćwiczonego budowania odpowiedzi wedle zasady “jak najmniej zrazić do siebie”. Dla nich Clinton to kontynuacja polityki ostatnich 20 lat, a nie poważna zmiana.

Z tych, którzy wzmocnili:

  • Clinton –  dla jej wyborców, Clinton mówiła precyzyjnie, była rozluźniona, śmiała się więcej, ma doświadczenie
  • Obama – dla jego wyborców, Obama pokazał, że jest silny, dynamiczny, bardzo inteligentny, był znacznie bardziej autentyczny

Z tych, którzy zbliżyli się:

  • Clinton –  Ci, którzy dotychczas nie chcieli na nią głosować, wyobrażając ją sobie jako sztuczną, nadętą laskę z Waszyngtonu, zepsutą latami rzadów, mogli zobaczyć, trzeźwo myślącą, uśmiechniętą, absolutnie akceptowalną kobietę.
  • Obama – Ci, którzy dotychczas myśleli o nim jako o amatorze, któremu daleko do wiedzy i przygotowania Clinton, zobaczyli młodego, ale świadomego swoich obowiązków, energicznego, i naprawde “innego” niż cały ten estabilishment faceta, który daje nadzieje na zerwanie z polityką ostatnich 20 lat.

Analitycy zwracają uwagę, że Obama mógł i powinien był zrobić więcej. Że jako runner-up nie wystarczy mu “być”, ale musi “być wyraźnie lepszy”, żeby zdobyć elektorat Clinton.

Nie zgadzam się z tym. Uważam, że najważniejsze zwycięstwo Obamy w tej debacie to pokazanie się jako równorzędny partner w dyskusji. Clinton ma duży elektorat negatywny, podejrzewam, że wiele osób głosuje na nią jako na “mniejsze zło”, żeby nie wybierać amatora, głupkowatego, leniwego (stereotyp murzyna), albo populisty (Edwards). Po tej debacie tracą te argumenty. Obama był nie tylko równorzędnym dyskutantem, ale też przważał w ciętnych, celnych ripostach i robił to bardzo naturalnie. Ripiosty Clinton wyglądały bardziej jak z typowego podręcznika do dyskusji, choć nie wiem czy na to zwrócą uwagę obywatele.

Np. mi bardzo rzuca się w oczy robiąca furorę w ostatnich latach metoda wygrywania kiedy ktoś cię trafi. Otóż jeśli przeciwnik powie celną uwagę, która jest w sposób oczywisty prawdziwa i wręcz ośmiesza cię odpowiadasz “nice try”, “niezła próba” i śmiejesz się kręcąc głową przecząco. Jest to wygodne, bo nie mówisz nic, nie musisz szukać argumentów, a jednocześnie zachowujesz swój elektorat. Ci, którzy chcą żebyś miał(a) rację z radością przyjmą, że nie przyznałeś się, a widzowie zapamiętają, że ktoś “spróbował” cię ośmieszyć, a nie zrobił to. Wczoraj w TVN24, Cymański dokładnie tak obronił się przed bardzo mocnym trafieniem Celińskiego, wczoraj w nocy dokładnie w ten sposób Clinton obroniła się przed celnym trafieniem pytającego (pytanie o jej głosowanie za wejściem do Iraku, jej wytłumaczenie i podsumowanie “Czyli mamy rozumieć, że była pani naiwna i dlatego uwierzyła Bushowi?”).

Zatem Obama zyskuje, bo pojawia się, jest w mediach, codziennie słyszymy o kolejnych głosach poparcia od ważnych ludzi, w tej debacie pokazał się z dobrej strony, co zdejmuje z niego odium “niedoświadczonego”, trafił w kilka czułych punktów (np. dużo mocniejsza wypowiedź z celnymi złośliwościami wobec tego jak poradzi sobie z republikanami – to trafia w tych, którzy zastanwaiają się kto jest lepszym kontrkandydatem dla Romneya albo McCaina) i moim zdaniem zgarnie większość niezdecydowanych, wyborców Edwardsa i możliwe, że nawet troche tych, którzy głosowaliby na Clinton, bo nie widzieli wyboru.

Clinton z kolei zmniejszyła elektorat negatywny, choć myślę, że nie tak mocno jak Obama (bo jej elektorat negatywny nie opiera się na nieznajomości, tylko na konkretnych zarzutach – o brak naturalności, o zakłamanie, o wspieranie koncernów itp.), wydaje mi się, że mniej wygrała, ale z drugiej strony może spowolnić odchodzenie od niej wyborców, którzy zobaczyli, że ich wybór jest dobry.

Oboje zyskali w oczach republikanów. Myślę, że oboje mogą zgarnąć elektorat  negatywny republikanów (Ci, którzy nie chcą głosować na McCaina albo Romneya). Wydaje mi się, że jeśli Romney wygra u republikanów, więcej negatywnych poprze Clinton, jeśli McCain, więcej poprze Obame. Generalnie jednak Clinton łatwiej zdobędzie republikanów, którzy chcą mniej zmian, a Obama tych, którzy niecierpią Clinton.

Problem z oceną tego co się stanie wynika z tego, że oboje mają po jednym silnym atucie. Obama jest znacznie bardziej akceptowalny dla niezdecydowanych, świetny mówca, mówi do ludzi, inteligentny, trafia w potrzeby i emocje. Ma mniejszy elektorat negatywn, więcej niezdecydowanych i może zdobywać głosy zniechęconych republikanów tym, że mniej się od nich różni – jest bliżej środka. Z kolei Clinton jest bardziej doświadczona, pochodzi jednak z tych samych “stref” waszyngtońskich i gwarantuje większe utrzymanie status-quo. Republikanie to w zdecydowanej większości konserwatyści, którzy chcą zachowania status-quo. Będzie ciekawie 🙂

Drugi ważny przekaz jest taki, że ta dwójka ma szanse zrobić więcej dla redukcji uprzedzeń w USA niż ktokolwiek inny w ciągu ostatnich 20 lat. Standardowy stereotyp i czarnego i kobiety jest pełny podejrzeń o lenistwo, mniejsze zdolności umysłowe, ograniczoną błyskotliwość i brak rozezenania w typowo męskich sprawach – wojsko, ekonomia, polityka zagraniczna. Tymczasem oboje pokazali się świetnie (zwłaszcza na tle aktualnej polityki USA).

Niedobrym znakiem jest to, że jeśli Obama jeszcze troche zdobędzi, to Super Tuesday nie rozstrzygnie i przez kolejne miesiące będą oni walczyli między sobą, podczas gdy McCain będzie spokojnym i pewnym liderem Republikanów. Reguła jest taka, że kto pierwszy wyłania zwycięzcę, ten wygrywa wybory, ale tym razem sądze, że republikanie nie mają szans, mimo to.

Zatem moim zdaniem demokraci wygrają te wybory, ale jeśli Super Tuesday nie wyłoni zwycięzcy to osłabi ich wynik.

Co do samego Super Tuesday, to widze dwa scenariusze. Obama utrzymuje hype, do którego dołącza się kolejne peak pointy (może dziś Edwards go wesprze? może ktoś z Silicon Valley? Al Gore?) przebija Clinton w Super Tuesday rzutem na taśmę, a ze względu na proporcjonalny rozkład głosów u demokratów nawet 3% zwycięstwa daje sporą przewagę w delegatach i potem idzie dalej na fali zwycięstwa z coraz bardziej zrezygnowana Clinton. Wygrywa prawybory, wygrywa wybory i na vice bierze Edwardsa. Druga opcja to taka, że Clinton utrzymuje przewagę, minimalną, podczas Super Tuesday, co daje jej sporą przewagę w delegatach i walka toczy się dalej. Jeśli Clinton wygra prawybory, to spokojnie pokonuje McCaina.

Jeśli sprawdzi się drugi scenariusz i dość długo Obama nie zacznie wygrywać, to Clinton ma większe szanse, bo delegaci niezobowiązani (superdelgates) zagłosują prędzej na Clinton, a mają sporo głosów do rozdysponowania.

Anyway, piękne wybory,  demokraci pierwszy raz od nie wiem kiedy mają dwóch dobrych kandydatów. Republikanie pierwszy raz od nie wiem kiedy mają dwóch sensownych kandydatów (i niebezpiecznego Huckabee, ale on na szczęście odpadnie). Wtorek będzie ciekawy 🙂

update:  niesamowite. W dniach 27-29 stycznia, Clinton miała 42%, Obama 36%. Dziś Clinton ma 44%, Obama 41%. PollTracker i SurveyUSA i Rasmussen cały dzień pokazują kolejne wyniki, które jednoznacznie wskazują, że Obama goni Clinton. Głowne powody to zbieranie większości elektoratu Edwardsa i (chyba) dobry wynik w debacie wczorajszej.Przykłady? Connecticut, 27 stycznia Clinton 40%, Obama 40%. Dziś Obama 48%, Clinton 44%. Missouri, 24tego stycznia Clinton 44%, Obama 31%, dziś Clinton 48%, Obama 44%. Alabama, 23ci stycznia, Clinton 43%, Obama 28%. Dziś Obama 47%, Clinton 47%.
Nie wiem czy to wystarczy, Clinton cały czas wygrywa, i ma jeszcze 4 dni – wedle sondaży, na pytanie (razem, rep i demo) “który z kandydatów mógłby zagrać nieetycznie” 45% wskazało na Clinton, każdy z pozostałych dostał poniżej 10%. Ale z całą pewnością Obama jest na fali, i mamy sceny jak z amerkańskiego filmu – emocjonująca końcówka. Będę pisał o rozwoju wydarzeń 🙂

Sprawa Palikota – pierwsze rozczarowanie

Sprawa Palikota i jego wpisu na blogu kończy się niczym.

Szkoda.

Byłem bardzo zadowolony, gdy PO powołało komisję Przyjazne Państwo. Byłem bardzo zadowolony gdy jej przewodzenie zostało dane właśnie jemu. Bałem się, że komisji odpowiedzialnej za upraszczanie przepisów dla przedsiębiorców przewodzić będzie ktoś bez doświadczenia,  kto nigdy nie zakładał firmy, nie zmagał sie z prawem handlowym, podatkowym, budowlanym i tą ośmiornicą biurokracji.

Niestety pan Palikot zanim zdażył pokazać cokolwiek ze swoich prac urządza publiczne odpytywanie prezydenta o stan jego zdrowia. Po pierwsze robi to żałośnie nieudolnie – jest zbyt inteligentny by udawać, że nie wiedział, że jak się oskarża to trzeba mieć choćby poszlaki. Po drugie uderza w autorytet głowy mojego państwa, zupełnie niepotrzebnie i bez celu. Po trzecie tłumaczy się jak Andrzej Lepper – “ja tylko pytałem”. Po czwarte  jest to kolejny raz kiedy słyszę nazwisko Palikot i jeszcze ANI razu nie stało się to po czymś wartościowym dla mojego kraju.

Pewnie nie złamał prawa, ale pokazał się ze smutnej strony człowieka pozbawionego taktu. I nie obchodzi mnie czy Kaczyński faktycznie nadużywa alkoholu (też słyszałem te plotki, z wielu źródeł). To nie ma nic do rzeczy. Deklarowanie “troski” od zdrowie głowy państwa jest albo obłudne, albo głupie. Nie wiadomo co gorsze. Alkoholizm to bardzo wstydliwa choroba. W Polsce ma niesamowicie silne konotacje wartościujące. Palikot musi o tym wiedzieć. I jego tłumaczenie, że “o sprawy seksualne” już by nie zapytał, ale o zdrowotne tak, jest idiotyczne. Czy ja moge zapytać o psychozę, zaburzenia poznawcze, kompleks małego członka i skłonności pedofilskie posła Palikota? W trosce o jego zdrowie? Wszak to wszystko choroby, psychiczne.

Jeśli PO wyrzuciło Gilowską, i to w sposób niegrzeczny wobec kobiety, z która się pracowało tyle lat, to postawiło poprzeczkę bardzo wysoko. Z całą pewnością mogliby to zrobić wobec kogoś kto robi z siebie pajaca, i jest to jedyne czym “popisał się” od momentu wejścia do sejmu.

Pozostaje mi wierzyć, że Palikot się zamknie i pokaże coś wartościowego. Że jego komisja przyniesie wymierne, potężne efekty i zakładając firmę za 3 lata nie będę już stał 4 godziny po REGON (jak to robiłem w poniedziałek). Tylko i wyłącznie to mogłoby wytłumaczyć PO z decyzji pozostawienia go w spokoju.

Ten kraj potrzebuje ograniczenia biurokracji. PO jako pierwsze stworzyło organ specjalnie do tego przeznaczony (PiS tylko o tym mówiło, a liczba biurokratów rosła). Palikot jako pierwszy został wybrany do zarządzania nim. Od tego co pokaże zależy jak Polacy ocenią idee upraszczania systemu prawnego.I obawiam się, że jako ostatni. Jeśli on tę idee ośmieszy, to już nikt nie uwierzy, że warto próbować. A na razie ośmiesza… Ogromny minus.

Go Obama!

Heh… przewrotność losu… Demokraci potrzebowali kogoś tak słabego jak Kerry, żeby wytworzyć osoby takie jak Barack Obama czy John Edwards.

Polscy politycy muszą się jeszcze długo, bardzo długo się uczyć. Obama przypomina mi wystąpienie Steva Jobsa, natchniony, mocny, pogodny, zdeterminowy, stanowczy, łagodny… Oczywiście sam profil wystąpienia (podziękowanie za zwycięstwo w prawyborach w Iowa) determinuje styl. Nie ma programu, jest wizja i podziękowania. Ale na świetnym poziomie.

Mam nadzieję, że to właśnie Obama, będzie następnym prezydentem. I nie miałbym chyba nic przeciwko pani Clinton jako wice-prezydentowi ;)Najmocniejsze punkty:

  • mówili, że nie damy rady, że to niemożliwe, że nasze oczekiwania (dot. zwycięstwa) są za wysokie (zb – a mamy za mało pieniędzy)
  • mówili, że nasz kraj jest zbyt podzielony, zbyt zdeprawowany by  powstać razem we wspólnym celu
  • (…) demoracts, republicans, to stand together to say that we are one nation, we are one people and our time for change has come
  • you’ve said (…) to end the political strategy that is all about division and instead make it about addition
  • mnóstwo “the time has come” “for a change, change, change”
  • The time has come, for the president that will be honest (…), and will listen to you, even when we disagree.
  • Who won’t just tell you what you want to hear, but what you need to know.
  • I know you didn’t do this for me, you did this to prove that in the face of impossible odds, the people who love this country, can change them.
  • my journey has started on the streets of Chicago, doing what so many of you have been doing for this campaign – organizing and working and fighting to make peoples life just a little bit better.
  • cały tekst o nadziei, długi i świetnie poprowadzony, aż do genialnego nawiązania do powstania USA, chwili ciszy i najlepszemu tekstowi tego przemówienia:
  • Hope is what let me be here. With a father from Kenia and mother from Kansas and a story that can only happen here, in the United States of America.
  • Hope is a bedrock of this nation. A believe that the history of this country will not be written for us, but by us.
  • that together, ordinary people, can do extraordinary things
  • because we are not a collection of the red states and the blue states, we are the United States of America

Przemówienia innych:

Hillary Clinton – niezłe, spokojne, stonowane. Sprawia wrażenie kobiety doświadczonej, niezależnej. Świetna mowa ciała. (zazdroszczę ;))

John Edwards – no nie mój typ. Bardziej populistycznie od innych – ciągle o pojedyńczych, wzruszających osobach i ich przeżyciach – jak Fakt, bez przerwy mruga oczami co wygląda słabo.

Mike Huckabee – świetny mówca. Spokojny, budzący zaufanie, pozytywny, odważny. Republikanin, więc kompletnie nie mój kierunek myślenia (wojsko, walka, siła, itp. no i te odwołania do Boga), ale znacznie lepszy kandydat od reszty republikanów.

Powtarzające się hasła:

  • zmiana
  • podziękowania dla rodziny
  • podziękowania dla wszystkich
  • to tutaj się zaczyna
  • zwycięstwo (moje, albo nasze)
  • jedna ameryka, a nie niebiescy i czerwoni
  • odwołania do Ojców Założycieli
  • tańsza służba zdrowia
  • no man left behind
  • palec wskazujący złożony z kciukiem w kształcie O, punktujący przed siebie podczas wyliczania

e-życzenia

Miły przyjacielu, miła przyjaciółko.

Jestem niezmiernie wzruszon, że zechciałeś/aś poświęcić chwilę i dodać mnie do masowego maila z życzeniami świątecznymi. Nie, poważnie. To nie sarkazm. Życzenia są czymś miłym, a dodając mnie do listy musiałeś/aś pomyśleć o mnie. Dziękuje. To miłe.

Jednak, ze względu na model w jakim działają emaile, chciałbym serdecznie prosić Cię, o użycie pola BCC do dodawania odbiorców, zamiast pola Do:. Kiedy wysyłasz swój email do grupy ludzi, zwłaszcza email świąteczny, nagle, bez zapowiedzi, duża grupa ludzi, których nie znam, dostaje mój prywatny adres email. Tak, ten, który podałem Ci osobiście. Niekoniecznie chcę tego, bo istnieje spora szansa, że mają jakiegoś wirusa, który zbierze mój adres email i zacznie wysyłać mi spam.

Dziękuję i Tobie również życzę wesołych i spokojnych świat.