Obama idzie po zwycięstwo

Hmm… jak pisałem o tym w lutym to większość znajomych nie wierzyła, że to się stanie. Stało się. Obama rozłożył taktycznie Clinton zostawiając jej kilka tygodni czołgania się po prawyborach szukając wyjścia, które nie obniży szansy na VP ticket lub na przewodnictwo w senacie – czyli z twarzą.

Ostatecznie poczekała do ostatnich prawyborów i wycofała się dopiero gdy jej szanse były mniejsze, niż Polaków na wyjście z grupy. Czy dobrze? Imho to kolejny błąd jej doradców.

McCain startujący z piętnem Bucha, wiekiem nazywanym w oficjalnej notacji demograficznej ONZ “starość właściwa”, który jest co prawda bohaterem wojny w Witnamie, ale spędził ją w całości w niewoli (co utrudnia mu mówienie o swoim bohaterstwie) jest właściwie od początku skazany na porażkę.

Nie pomoże mu nawet to, że większość USA jest konserwatywne, więc z defaultu republikańskie. To sytuacja jak na polskiej lewicy w 2005. Nic nie pomoże, że w głębi serca większość Polaków ma postawę roszczeniową, przemawia do nich postulat socjalno etatystyczny więc powinni głosować na lewicę… Lewica z piętnem Millera jest przegrana.

Natomiast McCainowi pomóc może jedno. Konflikt w obozie demokratów. I Clinton chcąc, nie chcąc, realizowała ten scenariusz pod dyktando McCaina, który mógł tylko od czasu do czasu zwrócić uwagę, że Demokraci są niepoważni, i skoro nie są w stanie wybrać kandydata, to jak mogą wybrać prezydenta?

Teraz etykieta tej, która przeszkadza, zostanie już na długo przy Clinton i będzie jej odbierała szanse na kolejne stanowiska. Nie wierzę w to co amerykańskie media nazywają “Dream Ticket” – Clinton jako VP Obamy. Obama będzie musiał znaleźć kogoś innego, a Clinton ma tylko jeden wybór. Pokazać się jako aktywna członkini partii walcząca o wybór Obamy, albo zniknąć i po cichu lizać rany licząc, że Obama przegra i ona wystartuje znowu w 2012.

Pierwsze da jej troche sympatii, ale nie wiem czy będzie do tego zdolna. Ona całe życie czekała na te wybory. Całe życie przygotowywała się do nich. I sytuacja była wymarzona. Miała po swojej stronie kontakty, pieniądze, lobbystów, doświadczenie, wszystko… Jedną przeszkodą okazał się młody senator z Illinois, który zupełnym przypadkiem wygrał prawybory w Iowa i wygłosił potem jeden z najlepszych manifestów politycznych od czasu Luthera Kinga.

Teraz zostały wybory, analitycy zgadzają się, że tylko poważna seria błędów może zagrozić Obamie – sam McCain nie ma żadnej możliwości, choć znajomy z Mozilli, Mike Schroepfer zwrócił mi ostatnio uwagę, że w historii Amerykanie zawsze głosują na kandydata, którego mniej popierają w ich wyborach francuzi… zatem optymalnie by było, aby francuzi poparli McCaina. Czy wystarczająco przypomina Sarcozego? 😉

Akualnie Obama prowadzi 48-43 i obaj kandydacie prowadzą grę strategiczną w zapraszanie się nawzajem do debat przedwyborczych na swoich warunkach. Problem obozu McCaina jest taki, że McCain jest słabym mówcą, źle wychodzi podczas rozmów swobodnych, więc cała energia obozu idzie w zorganizowanie tak debat, żeby nie miały wpływu na wyborców, a najlepiej, żeby odbyły się po północy, w niedzielę, na Alasce i bez telewizji.

Jeśli ktoś przegapił, polecam jeszcze raz Lessiega (tego od Crative Commons) podcastującego dlaczego Obama, a electoral vote prowadzi na bierząco aktualizacje sondaży.