Kto by pomyślał, że alegria i temperatury przepędzą mnie z Polski skuteczniej niż Nowa Władza… czułem się koszmarnie, od półtora tygodnia byłem praktycznie wyłączony, niezdolny do robienia niczego poza pseudo-automatycznymi zadaniami związanymi z pracą, walkami na treningach i chowaniem się przed temperaturami. W tym czasie nie wymyśliłem absolutnie nic, nie popchnąłem do przodu żadnego projektu, koszmarne uczucie.
Za godzinę odlatuję do Montrealu, tam do 13tego, potem kierunek na Mountain View i tam spędze kilka tygodni. Nie wiem ile, nie myślę o tym.
Patrzę na listę prawie_gotowych_postów, dwa ostatnie dni z XTecha, opis wypadu do Pragi, recenzja Ubuntu, SLED-a, info o dwóch nowych projektach, progress UI Bugzilli… trochę tego jest 🙁
W dwóch zdaniach to o czym nie warto pisać osobno – zdobywanie wizy kanadyjskiej to katorga. Tak chamskiej, bezsensownej i żenującej organizacji pracy i traktowania klientów nigdy nie widziałem. Petent traktowany jest jak pies, proponuje mu się stanie w kolejkach od szóstej rano, to ma szansę (sic!) załapać się na te wybrane pierwsze sto osób, które przyjmą, rozmowa z paniami w recepcji koszmarna, i dopiero konsul okazuje się być miłym gościem, który nic do Ciebie nie ma. Serdecznie odradzam. W porównaniu do tego, zdobywanie wizy amerykańskiej to prawdziwa przyjemność… 🙁
Ok, lecę, wrócę do życia w Kanadzie to nadrobię zaległości.