Czas leci tak szybko.
Ledwie co pisałem o poznawaniu Paryża, a już minęły dwa miesiące, a ja wczoraj wylądowałem w Victorii, B.C….
Mieszkamy na razie w domu studenckim– strasznie fajne, ludzie grają na gitarach, robią sobie nawzajem darmowe lekcje gry na bębenkach, tańczą (zobaczcie zdjęcia ze strony)… Czemu nasze akademiki przypominają mi śmierdzące nory z karaluchami (w takim przez wakacje mieszka brat mojej dziewczyny), albo ekskluzywne wypicowane ośrodki dla dzieci nowobogackich (Riviera? ;)), a mieszkańców akademików kojarzy się głównie z alkoholem? (Alkatraz na Narutowicza) Hmmm…
Victoria jest piękna. Góry wokół prześliczne. Właśnie wypożyczyliśmy rowery i jedziemy na objazd brzegu oceanu i tenernu kampusu Uvicu.
Jutro sprawy techniczne (ubezpieczenie, konta studenckie, legitymacja itp.), a w środe pierwszy dzień zajęć 🙂
Wohoo! 🙂
Alko_ch_olem to celowo?
nie, poprawione. wstyd mi *^^*
a czym się różnią bembenki od bębenków?
ortem 🙂 Dzieki!