Za pl.pregierz:
> Kiedy wreszcie rzadzacy zrozumieja, ze wolnosc gospodarcza prowadzi do > rozkwitu, a nie pomoce, programy, projekty, komisje i urzedy...Rządzący zrozumieja to na drugi dzień po tym jak ta informacja dotrze do wyborców.
Za pl.pregierz:
> Kiedy wreszcie rzadzacy zrozumieja, ze wolnosc gospodarcza prowadzi do > rozkwitu, a nie pomoce, programy, projekty, komisje i urzedy...Rządzący zrozumieja to na drugi dzień po tym jak ta informacja dotrze do wyborców.
Comments are closed.
Szkda tylko ze do elektoratu PiS LPR ani Samoobrony nie dotrze nigdy…
Elektorat PO juz to zrozumial…
SLD tez jest blisko
SLD jest cholernie daleko.
Problem w tym, że sami wyborcy są nieprzemakalni – do nich to nie chce dotrzeć. Ławteiej domagać się po prostu kasy – szybciej, a im bliżej wyborów, tym skuteczniej.
Obawiam się , że to nie jest ani kwestia “przekonania” wyborców ani świadomości polityków. Większośc polityków (z lewa czy “prawa”) doskonale zdaje sobie sprawę z tego mechanizmu. Nawet SLD. Większośc czołowych ekspertów ekonomicznych SLD (Rosati , Belka , Kołodko , Orłowski , Cimoszewicz , Piechota etc..) to byli stypendyści amerykańskich fundacji (wyjeżdżali tam w latach 70-tych) i jeszcze za “głębokiej komuny” wiedzieli jak funkcjonuje gospodarka i co stymuluje jej rozwój a co nie.
Nawet Miller w swojej schyłkowej fazie działalności publicznej (już po dymisji z funkcji premiera rzecz jasna) okazał się gorącym zwolennikiem gospodarczego liberalizmu i podatku liniowego (jego liczne felietony we Wprost).
Balcerowicz , gdy był wicepremierem i min. finansów (AWS-UW) powołał komisje ds/ “odbiurokratyzowania gospodarki”. Spotkało się kilku panów , ponarzekali jaki to w Polsce mamy zły ustrój , że za dużo korpucjogennego “styku” państwa z gospodarką i tyle…. Nic z tego nie wyszło (mieliśmy za to większą ilośc koncesji, zamrożenie progów podatkowych i zwrost deficytu do ponad 40 mld)
Marcinkiewicz i Gilowska też sobie doskonale zdają sprawę z tego mechanizmu (w odróżnieniu od Kaczyńskich , którzy na gospodarce w ogóle się nie znają). Cóż z tego , że premier był “zafascynowany” Miltonem Friedmanem i jego “Tyranią status quo” a Gilowska miała byc ministrem finansów w rządzie PO.
Jak wygląda polityka gospodarcza tego rządu ? Najbardziej rozczarowała mnie właśnie Gilowska. Zamiast wykorzystac szansę świetnej koniunktury gospodarczej do obcięcia wydatków , zmniejszenia deficytu i zmniejszenia fiskalizmu, jej program reformy podatków to tylko żenująca kosmetyka.
Dlaczego tak się dzieje ?
Odpowiedz jest chyba prosta : do obsadzenia jest tysiące etatów (w komisjach , urzędach , ministerstwach , urzędach wojewódzkich , spółkach Skarbu Państwa etc….) Przecież partyjni koledzy muszą objąc te “odpowiedzialne urzędy” i “ciężko pracowac” nad zmniejszeniem bezrobocia i “poprawą sytuacji społeczno-gospodarczej państwa”. Poza tym trzeba też przypodobac się elektoratowi i rzucic parę baniek a to dla górników a to dla rolników (KRUS)
Z pustego i Salomon nie naleje.
Nie da się zmniejszyc w Polsce fiskalizmu (CIT , PIT , VAT , ZUS , NFZ , abonament radiowo-telewizyjny 🙂 bez radykalnych cięc w budżecie. A na to nikt w demokaracji się nie odważy bo na efekty takich pro-rynkowych zmian czeka się kilka lat (a wcześniej zawsze są jakieś wybory).
Tylko , że z drugiej strony utrzymywanie takiego neofeudalnego systemu gospodarczego i tak nie gwarantuje pozostania przy władzy (w Polsce od 1989r. żadna opcja nie rządziła dłużej niż jedną kadencję ; podobnie w wszystkich krajach post-komunistycznych – z wyjątkiem Słowacji , gdzie Dziurinda dotrwał drugą kadencję ale już w mniejszościowym rządzie , a teraz i tak wygrała socjaldemokracja)
Ja coraz bardziej zaczynam wątpic w to , że jeżeli do władzy doszłaby PO (z Gilowską czy bez) to mielbiśmy festiwal wolności. Obawiam się , że nadal trwalibyśmy w łagodniejszej formie kapitalizmu koncesjonowanego. Nie dlatego , że wszyscy Ci świadomi politycy mają złą wolę. Po prostu : w takim post-komunistycznym kraju jak Polska mamy “tyranię status quo” i może to zmienic chyba tylko przewrót wojskowy (jak w Chile).
Lukas: ale to przeciez chodzi o przyzwolenie spoleczne wlasnie. Ktorego w Polsce nie ma. Gdyby spoleczenstwo w sondarzach mowilo “Tak. Jestesmy gotowi na pare ciezkich lat, i tak nie jest nam lekko, trudno scierpimy, ale wiemy i rozumiemy co mozemy na tym zyskac. I tak, ufamy rzadowi, ze przeprowadzi te reformy tak szybko jak to mozliwe, i tak, wierzymy, ze za 3 lata dostaniemy panstwo sprawne, a nam bedzie sie w nim zylo znacznie lepiej, i tak, rozumiemy, ze bez tego zawsze bedzie nam sie zylo bylejako bez szans na poprawe”, to mysle, ze partie pozwolily by sobie nie dac stolkow paru wujom i ciociom, nie dac rolnikom i gornikom tylko wreszcie to zrobic.
Ale niestety tego przyzwolenia nie ma, w Polsce kazdy, czy dyrektor czy chlop, patrzy na czubek wlasnego nosa i obchodzi go to co dzisiaj (to scheda po komunie). I poki tak bedzie, puty wszystkie kolejne opcje beda przedluzaly status quo. A nam dalej bedzie sie zylo byle jako.
Na to przyzwolenia społecznego prawdopodobnie nie będzie nigdy. Może za jakieś 20-30 lat , jak pokolenie przyzwyczajne do tego że PAŃSTWO ma się wszytkim zajmowac , a w szczególności “wyrównywac szanse” nie będzie już głosowac.
Kwestia przyzwolenia społecznego na zmiany jest chyba raczej wtórna , chociaż wtedy na pewno można było zrobic więcej pro-rynkowych reform niż mniej 🙂
Ja postawiłem teze , że nawet w sytuacji gdyby w kraju rządziły liberalne ugrupowania “pro-rynkowe” i miałyby odwagę szarpnąc mocno za cugle , to radykalne zmiany byłby niewykonalne właśnie ze względu na wszechobezwładniającą “tyranię status quo”.
Thatcher i Reagan pomimo dużego poparcia społecznego , ogólnego rozczarowania do “welfare-state” i dysponowania realną władzą nie zdołali usunąc całego soc-bagna zmontowango przez ich lewicujących poprzedników. A przecież USA ( i UK w zasadzie też) to kraje w których tradycje wolnościowe były fundamentem funkcjonowania społeczeństwa i mentalnośc większości zdecydowanie mniej “socjalna” niż w Europie kontynentalnej.
Społeczeństwo nigdy nie zgodzi się na wyrzeczenia, bo zawsze będa jakieś grupy roszczeniowe. Wyrzeczenia musi zaprowadzić jakiś rząd “z jajami” i to już na początku swojej kadencji. Wtedy jest szansa, że pod jej koniec będą widoczne pierwsze skutki terapii i ludzie zagłosują na nich ponownie.
Niestety, jakoś nie widzę chętnych do podjęcia takiej terapii, choć teoretyczne szanse jej przeprowadzenia miał praktycznie każdy rząd od 1993 roku.
[Z innej beczki — czego używasz do wyświetlania podglądu komentarzy live? Szukałem takiej wtyczki do WP, ale jakoś nie mogłem jej znaleźć.]