Zamyka się firmę łatwiej niż otwiera, a może już w ogóle jest łatwiej?

W ramach balansowania dobrych i złych informacji, chciałem zapisać, że dziś zamknąłem działalność gospodarczą i że było to łatwe.

Zacznijmy od początku. Kiedy otwierałem ją, czułem się koszmarnie. Mnóstwo niewiadomych, brak prostych i jasnych instrukcji, trudność z rozumieniem “w co się pakuje”. Urząd miasta był jeszcze łatwy i miły, rejestrowałem firmę przez Internet, dostałem telefon gdy wszystko było gotowe, cacy. Potem schodki. Urząd Skarbowy to stare, prlowskie, próchno, tysiące orzeczeń, zezwoleń, zaświadczeń, koszmarny brak wsparcia dla zagubionego petenta przy wypełnianiu tysięcy druków i podejmowaniu decyzji (chce pan ryczałt czy liniowy? nie wiem. To proszę się zdecydować!, albo będzie pan płatnikiem VAT? Nie wiem. To się proszę dowiedzieć itp.), ale prawdziwy horror to dopiero urząd statystyczny. Nie wiedziałem dlaczego każą mi jechać na koniec miasta i wystawać w trzech kolejkach, żeby ONI mogli mieć wszystko policzone. Koszmar, bardzo depresyjne i ciężkie doznanie.

Zamykanie firmy, w założeniu, powinno być tak samo trudne. W końcu skoro i w skarbówce i w statystycznym przy zakładaniu czułem się jakby mówiono mi “jest pan złodziejem, tylko jeszcze nie wiemy jakim i przewleczemy pana przez tyle procedur, że w końcu się wyda” to przy zamykaniu, kiedy grozi mi, że ucieknę systemowi, powinno być jeszcze gorzej. Spodziewałem się, że będę musiał donieść setki zapewnień ze wsząd, że nie ukradłem, że zapłaciłem podatek, że ZUS, że VAT, że policja mnie nie ściga, książeczkę wojskową…

Dziś przechodziłem jednak koło urzędu miasta i uznałem, że muszę się zebrać. Wszedłem spytać o to jak wygląda procedura (ponieważ znalezienie jej w necie przekracza moje skromne umiejętności) a miła pani w okienku skierowała mnie do strefy numerków C, gdzie nie było kolejki, dała druczek (fakt, dość złożony), a w strefie C, pan poinformował mnie, że nic więcej nie muszę. Nigdzie latać, nic donosić, nic uzupełniać. 10 minut później sprawa była zamknięta.

Przyznam, że jestem zaskoczony. Nie wiem czy to efekt działania komisji przyjazne państwo, czy powolnej, ale jednak, informatyzacji urządów, ale zamknięcie działalności było proste i w miare sensowne.

Second quartile

I may be biased, but I can’t stop thinking about what does it mean to have 26th birthday. It’s the moment when you realize you’re leaving the “youngest quartile” group and joining the “lower-middle quartile” – and it’s still valid only if you hope to live to 100 or above.

So, now I’m 26. Who am I? Not a teenager, not a youngster any more… kind of “middle age”? Not yet, I hope. So maybe I’m “in his twenties”? Sort of, but north of the middle point, which makes it rather wanna-keep, than wanna-be kind of description.

Overall, everything is great. I do what I love, I live how I like, hey I even may have a degree this year 😉 But it’s sooo hard to imagine that I live for 25 years already. Twenty five years is a lot. By any mean. 25 years is beyond observation scope on many levels. If you analyze 25 years you have to step back and generalize, always.

I kind of think that out of those 25, I really, consciously, lived only 10, 12, so the scope of time I think of when I think about my life is much shorter. This would mean, that when I live as much of my life as I remember, I’ll be 37, 38 and this will be still kind of “ok”, right? right?

Enough.

26 from now on. Or… “Not that young anymore” I am 😉

Sapkowski w drugiej turze do nagrody Gemmella!

Nie wiem czy to z okazji świąt, czy też krytycznie redundantnej mechaniki współczesnych newsów Internetowych, ale jakoś udało się uniknąc informacji o tym, że pierwszy tom sagi o Wiedźminie Andrzeja Sapkowskiego dostał się do drugiej tury konkursu o nagrodę Davida Gemmela!!!

David Gemmel był jednym z najbardziej znanych pisarzy fantasy na świecie, wymieniany jednym tchem z takimi sławami jak Terry Goodkind. Nagroda jego imienia jest jednym z najbardziej prestiżowych odznaczeń na rynku fantasy i byłaby idealnym dopełnieniem powolnego i mocno opóźnionego “marszu na zachód” jakiego dokonuje saga o Wiedźminie.

Przypomnijmy, że ledwie półtora roku temu pierwszy tom opowiadań – Ostatnie Zyczenie – doczekał się tłumaczenia na angielski, a ledwie pół roku temu został wydany pierwszym tom sagi – Krew Elfów.

Teraz, w maju 2009 zostanie wydany drugi tom sagi w Anglii, ale w USA pojawi się on dopiero pod koniec 2009 roku – 15 lat po wydaniu polskim.

Choć mocno opóźnione, wprowadzanie sagi na rynek angielski odbywa się bardzo spokojnie i przemyślanie. Wydawanie kolejnych tomów co rok, połączone z wydaniami gry o Wiedźminie i dobrą promocją (w kanadzie i stanach widziałem Last Wish i Blood of Elves w *każdej* księgarni do jakiej zawitałem) oraz wznowieniami dotychczasowych wydań przy wydawaniu tomu kolejnego mogą dać Sapkowskiemu świetną pozycję przy wydaniach tomu trzeciego, czwartego i piątego.

Do tego taka nagroda mogłaby bardzo się przyczynić 🙂

Zatem drodzy rodacy, po krótkim zapewnieniu, że moim celem jest jedynie zachęcenie Was do zapoznania się z pozostałymi książkami z shortlisty, pozwalam sobie przypomnieć, że w drugiej turze też Wy głosujecie i zaczyna się ona za parę dni 😉

A pan?

Znany ekonomista brytyjski John Keynes skrytykowany przez dziennikarza w trakcie Wielkiego Kryzysu za zmiane stanowiska w sprawie polityki monetarnej odrzekł: When the facts change, I change my mind. What do you do, sir?


IT shoppingmania

W Polsce mamy kilka dużych sklepów, w których można zakupić elektronikę – Media markt, Saturn, może coś jeszcze. Dwa wymienione tutaj mają jednego właściciela, co dodaje szczególnego wyrazu zaściankowości jaka istnieje w polskiej branży sprzedaży elektroniki.

Sytuacja jest… jakby to… diametralnie inna za tą dużą kałużą, gdzie w bay area mamy Best Buya, Fry’s i wiele innych przeogromnych marketów stricte elektronicznych. To takie miejsca gdzie można kupić wszystko to co, np. w Saturnie, plus dziesięć razy więcej. Nie da się przesadzić w opisie wielkości tych sklepów.

Dziś razem z Karo poszliśmy do Fry’sa w  Sunnyvale. To pierwszy, oryginalny sklep Fry’sa. Fry’s powstał gdy pewien ojczulek postanowił dla synów założyć sieć sklepów spożywczych – Fry’s Supermarkets, a synkowie uznali, że kapusta i chleb to głupi sposób na biznes i zamiast tego zainwestowali kasę w Fry’s Electronics. Pierwszy sklep otworzyli właśnie w Sunnyvale.

Fry’s powstał w czasach gdy Krzemowa Dolina była elektronicznym Dzikim Zachodem – miejscem gdzie pierwsi pionierzy informatyki eksperymentowali z oprogramowaniem, to tu powstawał Apple, IBM, HP… To tutaj był słynny Homebrew Computer Club w którym zawiązywał się Apple i Microsoft, pierwsze kłótnie prowadzili Wozniak, Jobs, Ballmer i Gates, to tutaj Clinford Stoll scigał pierwszego hackera (co świetnie opisał w książce Kukułcze Jajo), tu działali pierwsi Phreakerzy (w tym Jobs i Wozniak), tu pisali pierwsze programy i tworzyli pierwsze komputery, tu na Berkeley, tu w Stanford, mówiąc w skrócie – to tu.

I choć wiele lat mineło, atmosferę pierwszych pionierów czuć tutaj na każdym kroku. Jest muzeum komputerów, jest mnóstwo garaży w których eksperymentują startupy, są imprezy takie jak Super Happy Dev House gdzie młodzi ludzie zainteresowani informatyką zbierają się aby napić się piwa i wymienić pomysły, i nadal ludzie tutaj tworzą własne komputery. Fry’s ma cały ogromny dział półprzewodników, układów scalonych, mostków północnych i czego tam jeszcze trzeba aby zbudować własny procesor, własną płytę główną lub własny komputer…

Ale ma też więcej… znacznie więcej. Myszki – ściana myszek, słuchawki – sciana słuchawek, procesory – ściana procesorów, karty graficzne, monitory, drukarki, słuchawki, mikrofony, kable, coolery, obudowy, laptopy, klawiatury, routery, switche, wifi, ipody – wszystko ma swoją ścianę. I jeszcze więcej.

Inną wiadomością jest z kolei ogłoszenie dziś przez innego giganta branży – Circuit City – likwidacji całej firmy w USA. Od jutra do marca rozpoczyna się kompletna wyprzedaż z magazynów. Jedni widza w tym wynik recesji, inni (zwłaszcza sami amerykanie) zwracają raczej uwagę, że CC było najgorszą z sieci sprzedaży elektroniki i wcale nie żałują, że znika.

Z kolei dla klientów to… no coż… łakomy kąsek. W USA sprzedaż w ogóle spadła, święta nie przyniosły specjalnego dochodu i wygląda na to, że CC będzie musiało dać naprawde duże obniżki, aby z likwidacji coś wyszło. Dramat dla nich, święto dla nas.

Zakupy elektroniki w takim ekosystemie to prawdziwa przyjemność. Jest jej dużo, co chwila są jakieś okazje w jednym ze sklepów i w efekcie jeśli składasz sprzęt albo szukasz czegoś nie desperacko, to wystarczy dać sobie tydzień czy dwa i któryś z gigantów robi na to zniżkę. Do tego dodaj taką akcję jak CC i mamy raj dla nerdów z możliwością kupienia mnóstwa rzeczy bardzo tanio. Podobnie rzecz ma się ze sprzętem AGD i urządzaniem mieszkania – wszytkie te sieci sprzedają też lodówki, pralki, kuchenki, odkurzacze, kino domowe… zaczynam naprawdę żałować, że po zamianie mieszkania czeka mnie meblowanie go w Polsce, a nie tutaj. Ciągle mam poczucie, że w Polsce mogę dostać tanio rzeczy o niskiej jakości, albo bardzo drogo rzeczy o niezłej, zaś tutaj moge dostać za niewiele większe pieniądze rzeczy o dobrej jakości albo za troszkę większe rzeczy o bardzo dobrej.

Innymi słowy w tutaj nie dostanę słabej jakości, a dobra jakość jest tańsza. Tak jest z kurtkami – wszyscy noszą Columbusa albo North Face, nie jako snobizm, tylko dlatego, że jest dość tanio, i niewiele drożej od słabszych marek, tak jest z elektroniką, sprzętem domowym, samochodami… no jakoś przyjemniej robić mieszkanie w takich warunkach…

Na razie zbieram się na jutrzejszą wyprzedaż do CC choć tak naprawdę nie potrzebuje nic wielkiego, więc będę rozsądnie wypatrywał na okazje… (aż szkoda, że nie brakuje mi nic do kompa w takiej sytuacji :)).

Landed in MtV

After almost a year of working for Mozilla remotely, I finally made it to find a month of time to spend working directly from the California HQ.

It’s such a great experience for me. I don’t need to hurry, I don’t need to talk to everyone on the day one, I have plenty of time to play table tennis, walk around MtV downtown, go to the cinema (Spirit) with my gf. For the first time in a long time I don’t have university on my head, and all the time on earth can be devoted to sunny (+19 celsius) weather, mozilla experience and my gf.

For this weekend we plan to visit SF and maybe go for San Jose Sharks game? 🙂

oh, and of course Fry’s experience – I’m a nerd, right?

Meeting old buddies

I just spent a day at Flock HQ in Victoria.

I never had a chance to meet any of them when I was working for Flock, but they all seem to be very friendly and aware of the past, so I didn’t have to go through the rather confusing moment of explaining why I’m there and who I am. 🙂

We were chatting about the future of Flock, plans for the next year and a bit (hey, we’re Canada) weather… 😉

It’s exciting to see them moving forward beyond 2.0 (gosh, I remember I couldn’t imagine Flock 1.0…). One of the topics was of course l10n, especially they had several problems with it which resulted in lack of Flock 2.0 l10n releases for a few months now.

It seems they have a clear plan to release Flock 2.0.3 early January with all locales finally. I did my best to politely express how much localizers are pissed off by lack of their release on the very day of en-US release. We’ll see… 😉

I also demoed silme and l20n concepts which was received with a warmth welcome. It seems they are interested in the area and I will keep them up to date. It would be extremely valuable if they decided to devote some coding power to silme based webtool, but I don’t expect that anytime very soon. Maybe once we’re near the release?

One concept we covered was HTML localization. I had HTML localization on my mind since the early days of silme and they motivated me to rethink the concept.

Basically we could use XPath for getting ID’s and then get values. The crucial part is to make sure we split phases when we localize or change localization, and phases when we change layout. Only then we can update XPath based ID’s accordingly to avoid double localization… I’ll dig it deeper over weekend.

Lessig o Obamie

Wszyscy czytający mój blog pewnie już obejrzeli, albo chociaż wiedzą, że Lessig poparł Obamę i nagrał nawet videocast tłumaczący dlaczego Obama.

Dziś, za Johnem Lillym, wrzucam wywiad z Lessigiem gdzie tłumaczy on na początku dlaczego (tak jak ja) uważa on, że Obama to nie jest po prostu dobry kandydat, czy ciekawy człowiek. Obama to ktoś absolutnie, niesamowicie wyjątkowy. Nie trzeba się z nim zgadzać, ani popierać go na każdym kroku. Jego niezwykłość nie polega na tym, że jest nieomylny czy, że jest (cytując marcoosa) “Mesjaszem”.

On jest niezwykły bo idealnie balansuje między skrajnościami. Bo jest inspirujący, ma wizje, jest przekonujący, rozważny, jest niesamowity bo jest szczery i odważny, skromny i ambitny, bo to samo pisał 5 lat temu w książce co mówi i robi dzisiaj. Bo patrzy na świat z szerzej perspektywy, z perspektywy nieomal filozoficznej, a jednocześnie potrafi skutecznie egzekwować swoje plany.

Wierzę, że jego prezydentura będzie udana, ale nie przez nią definiuje jego wartość. Po przeczytaniu jego książki (Audacity of Hope), po obejrzeniu dziesiątek wystąpień i wywiadów, wierzę, że ten facet ma w sobie coś takiego, że jest idealną ikoną współczesnego stylu lidera. Ze jest jednym z największych polityków jacy żyją za moich czasów. I że warto go obserwować, analizować jego zachowanie, czytać o nim i czytać jego, bo łączy nowoczesny styl zarządzania (inteligencje emocjonalną, szacunek do ludzi, umiejętność inspirowania) z antycznym filozofem, który rozważa sens istnienia rozdziału władzy i swobodnie odwołuje się do Grecji, XVI wiecznej Francji czy XVIII wiecznej Ameryki myślicieli i polityków.

Nie proszę, abyście się ze mną wszyscy zgadzali i kochali go. To nie Tusk, nie trzeba go kochać 😉

Proponuje tylko, żebyscie go dokładnie obserwowali, także czytali – odzyskawszy wiarę, że ktoś kto jest politykiem może pisać rzeczy na tyle sensowne, że warto przeczytać i przeanalizować co pisze. Warto. Istnieje, moim zdaniem, spora szansa, że za 50-60 lat będziecie o tym co dzieje się dzisiaj opowiadali wnukom mówiąc – byłem przy tym. Widziałem kiedy to się zaczynało…

Election results

Stało się. Mamy nowego prezydenta USA.

Trudno mi opisać jak bardzo się ciesze z tego wyniku, jak głęboko wierzę, że Barack Obama będzie największym i najważniejszym politykiem na prestrzeni 10, 20 lat. że będzie się go pamiętało nie tylko po jego kadencji, ale i za sto lat i za dwieście.

Cieszę się też, że drugi raz z rzędu w wyborach nie pomyliłem się co do wyniku. Przewidywałem zwycięstwo Tuska, przewidziałem zwycięstwo Obamy i to całkiem szczegółowo (choć przewidywanie 4 godziny przed zamknięciem lokali wyborczych nie jest może aż takim sukcesem ;)).

Dobrze przewidziałem ciąg zdarzeń. Po zamknięciu lokali Obama miał 3% przewagi, potem ją stracił a na koniec dnia mieliśmy 5% przewagi Obamy. Ostatecznie nie wygrał 8-10% tylko 7%, ale to też daleko nie jest zwłaszcza, że faktycznie zyskał ponad 350 głosów elektorskich (365 na dzień dzisiejszy, ale może jeszcze dostać 11 z Missouri).

Symboliczne są reakcje np. Collina Powella, słynnego republikańskiego sekretarza stanu, który najpierw w pięknym wystąpieniu poparł Obamę:

a potem, po wyborach rozpłakał się mówiąc o tym co się stało:

Warto też obejrzeć co mówi Zbigniew Brzeziński (security adviser of Jimmy Carter):

Dodatkowo, z przeszłości, wywiad Obamy w Googleplexie z zeszłego roku:

Krzysztof Leski napisał na swoim blogu, że nie zgadza się ze słowami Ramy Yade, jakoby zwycięstwo Obamy było “Obaleniem muru berlińskiego razy dziesięć”, ponieważ to drugie dało wolność 150 mln ludziom.

Mogę tylko zaznaczyć, że wybór czarnoskórego kandydata na prezydenta USA to nie tylko szok po 400 latach od założenia kolonii w Stanach, to odwrócenie karty, która leżała w tę samą stronę od antycznej Grecji w której biali mieli czarnych niewolników. Zdrowo ponad 2500 lat historii “dominacji” białego człowieka dobiega końca. Zaś mur berliński symbolizuje koniec epoki trwającej ile… 40 lat? To jak to jest z tymi proporcjami panie Leski?

A skoro już o tym. Co pewien czas, zwłaszcza gdy milczy, nabieram takiego malutkiego podejrzenia, że może wyolbrzymiam. Ze może Jarosław Kaczyński nie jest taki zły jak go media malują, może mi troszeczke z nim po drodze w paru sprawach, a Lech Kaczyński może ma sensowniejsze podejście w sprawie Rosji i ten jego XX-wieczny model polityki sprawdza się wobec XX-wiecznego modelu odnowy Rosji bardziej niż dyplomacja XXI-wieku (nawet słaba) stosowana przez rząd Tuska…

Jednak gdy tylko coś takiego niechcący wpadnie mi do głowy to zaraz pan Prezydent palnie coś o Wałęsie czym po raz kolejny pokaże, że jest małym człowiekiem zapętlonym w swoich uprzedzeniach i nie umie wspiąć się ponad pewien poziom (i wcale nie bronię tu Wałęsy, ale tak się składa, że Wałęsa jest elektrykiem Noblistą który nigdy nie aspirował do bycia Inteligentem i człowiekiem obytym ze światem, więc tak, więcej oczekuje od Kaczyńskiego).

Natomiast Jarosław albo pojedzie na Jasną Górę po raz kolejny wygłosić swój opis tego jak wygląda Polska pod rządami Tuska (zło wcielone, koniec świata, chcą zniszczyć Polskę oraz że on jest drogą do “ostatecznego zwycięstwa Polski” – cokolwiek miałoby to znaczyć), czyli przypomni, że jest fanatykiem religijnym, zaślepionym czarno-białą wizją świata, podziałami na “my i oni” i nieustającej walce ze wszystkim co nie jest takie jak on (słynne już “każdy kto chce dobra i pokoju w Polsce *musi* nas popierać”), albo powie coś z użyciem słów których nie rozumie. Tak się stało gdy ogłosił, że “on już wie co to znaczy obciach, wyczytał w Internecie”, a ostatnio gdy ogłosił, że poseł Górski ma prawo mówić co chce, bo “Polityczna poprawność nie powinna krępować nikomu ust”.

Polityczna poprawność… zastanówmy się. Co powiedział poseł Górski?

“Jej prezydentem, głową największego na świecie mocarstwa został kumpel lewackiego terrorysty Williama Ayersa, polityk uważany przez republikańską prawicę za czarnoskórego kryptokomunistę.”

“Kumpel lewackiego terrorysty” to oczywiście zrzynka z Fox News i DrudgeReport. Określenia będące częścią czarnej kampanii republikanów i tezy od których zdecydowanie partia republikańska się odcieła. Ale co posłowi to przeszkadza?

“W trakcie kampanii wyborczej kandydat demokratów złożył wiele populistycznych obietnic, kierowanych głównie do niezamożnej części amerykańskiego społeczeństwa. Niczym Robin Hood zapowiedział, że zabierze bogatym i rozda biednym. Ma zamiar zmniejszyć podatki najbiedniejszym, a podnieść więcej zarabiającym.”

Byłem ciekaw jak sobie tutaj poradzi. Wszak pod względem ekonomicznym plan Obamy znacznie bliższy jest PiSowi niż PO… Ale jak widać nie przeszkadza mu ta dwulicowość, jak większości prawicowych aktywistów (np. salon24), którzy bez żadnej refleksji jadą po programie dzielonym przez Obamę i PiS…

” Zatem w kwestiach polityki zagranicznej Obama jest pacyfistą i – jak określili go republikanie – naiwnym mięczakiem.”

A pacyfizm i dążenie do braku wojen jest, jak wiadomo, powszechnie znaną wadą wedle posła Górskiego, który sam pewnie będąc “jak go określili demokraci” mięczakiem życiowym który w szkole był lany przez wszystkich większych chłopców wyrósł z nienawiścią do słabości, ukrytą nienawiścią do samego siebie i pragnieniem bycia “mocnym”… tak?

“Barack Hussein Obama swój sukces zawdzięcza osobistemu urokowi i w znacznej mierze liberalnym mediom, które wśród młodego pokolenia Amerykanów wykreowały modę na obamizm, jak w Polsce na Platformę Obywatelską i Donalda Tuska.”

O proszę. Znowu. Poseł Górski ma dwie szufladki w główce, białą i czarną. Białe to ja, moja partia i jest dobre. Czarne to oni, inne partie i jest złe. No i biedny pan poseł, po tym jak przygotowywał się do swojej wypowiedzi śledząc wszystkie “smear campaigns” (zapomniał chyba tylko o niedoświadczeniu Obamy, oraz jego cioci będącej w USA nielegalnie), musiał nałożyć Obamę na swój wąziutki światopogląd i dopasować to jakoś.

Na co zwróciła uwagę Staniszkis, PiS ma wieczny żal do wszystkich do okoła, że ich nie popierają (co pasuje do słow Kaczyńskiego przytoczonych wyżej) i jak coś im się nie uda to wiecznie zwalają na innych – głownie “liberalne media”… Ciekawe, że Ci, których PiS chce tutaj tłumaczyć – republikanie – ani razu nie zająknęli się, że winne są media. Poseł Górski wie jednak lepiej. Wszak jest ekspertem politycznym USA.

“W gabinecie senatora Obamy wisiały cztery podobizny: Thurgooda Marshalla, pierwszego czarnego sędziego Sądu Najwyższego, Muhammada Ali, czarnoskórego mistrza boksu, Mahatmy Gandhiego, wielkiego orędownika pokoju, i prezydenta Abrahama Lincolna, który zgniótł konserwatywne południe i zniósł w Ameryce niewolnictwo.”

Skandal. Jestem tak samo oburzony jak poseł Górski. W gabinecie posła Górskiego wisi zamiast tego pewnie portret Arnolda Masina, słynącego z wypowiedzi, że Obama to “czarny Hitler”.

“Już niedługo Ameryka zapłaci wysoką cenę za ten grymas demokracji. Jak powiedział mój klubowy kolega poseł Stanisław Pięta, Obama to nadchodząca katastrofa, to koniec cywilizacji białego człowieka.”

Już pomijam, że PiS nie umie się pogodzić z żadną przegraną, rozdęte do granic niemożliwości ego, kompleksy i zaślepienie przekonaniem o swojej “absolutnej” i “oczywistej” racji muszą wywoływać frustrację i złość za każdym razem gdy coś nie pójdzie po ich myśli… Poseł Górski jednak tutaj straszy i grozi. I to nie swoimi słowami, za co mółby zostać odizolowany jak pojedyńczy wybryk, lecz słowami swojego kolegi z partii… Co każde podejrzewać, że takie poglądy to norma w tej partii, zresztą broniona przez prezesa…

Od razu budzę się i przypominam dlaczego zrobie wszystko, aby PiS nigdy nie wrócił do władzy… Dziękuje Jarku.

Natomiast najbardziej uderzające jest zderzenie reakcji PiSu i Salon24 z wystąpieniem samego McCaina:

“Senator Obama and I have had and argued our differences, and he has prevailed. No doubt many of those differences remain.

These are difficult times for our country. And I pledge to him tonight to do all in my power to help him lead us through the many challenges we face.

I urge all Americans … I urge all Americans who supported me to join me in not just congratulating him, but offering our next president our good will and earnest effort to find ways to come together to find the necessary compromises to bridge our differences and help restore our prosperity, defend our security in a dangerous world, and leave our children and grandchildren a stronger, better country than we inherited.”

Czy kiedyś dorobimy się takiej prawicy? Prawicy bez kompleksów, szanującej inne poglądy i innych ludzi, prawicy która przegrywa sama, a nie przez “liberalną nagonkę” i która buduje sama, a nie wysługując się imieniem Boga co w ich przekonaniu daje im moralne zwycięstwo “z innymi – ze złem”…

To tak… wiem, znowu mieszam politykę USA z Polską. Wiem, sam nakładam Obamę na PO a McCaina na PiS. To raczej reakcja niż przyczyna. Dla mnie Obama jest kompletnie inny od PO, a McCaina cenię o niebo bardziej niż PiS i choć twierdzę, że ich programów nie da się nakładać, to można próbować osobowości… I wówczas obaj kandydaci na prezydenta USA powodują, że to co nazywamy politykami w Polsce wypada jakoś tak żałośnie i budzi się za nich wstyd. Następne pokolenie to zmieni, czy będzie takim posłem Górskim?