Terminal 2 – Okęcie

Jeśli ktoś jeszcze nie miał okazji zwiedzić, to zapraszam na wirtualną przechadzkę po nowo-otwartym terminalu 2 na Okęciu.

Terminal otworzono, z ponad półtora rocznym poślizgiem co pozwoliło nam uniknąc kompromitacji (od końca marca musimy obsługiwać pasażerów wedle standardów z Shengen, a tylko nowy terminal na to pozwala).

Nowy terminal jest miły, wygląda nowocześnie (choć bez przesady), schludnie, troche kanciaście, ale to chyba ogólna tendencja (patrząc po pasażu Wiecha w W-wie), jest nawet strefa dla sklepów i barów jak na zachodnich lotniskach… no Europa 🙂

Uwag mam sporo. Pomine te fundamentalne, takie jak to, że ładowanie kasy w nowy terminal na lotnisku zby blisko położonym centrum, które trzeba i tak przenieść dalej jest bzdurą, oraz, że nowy Terminal jest i tak tylko 1/3 tego co potrzebujemy, skupie się na trzech błędach, które są bardziej stylistyczne niż funkcjonalne.

  • Ogromne szyby tuż przy siedzeniach dla czekających są zbyt prześwitujące. Tzn. one są troszke przyciemniane, ale tylko troszkę. W efekcie słońce mocno razi w oczy nawet teraz, gdy jest mroźno, a co dopiero w lecie. Albo przyciemnią, albo przysłonią, albo będziemy dalej ślepli. Nie miałem nigdy takiego poczucia oślepienia jak podczas wylotu w czwartek o 15:40.
  • Siatka. Wokół gate-ów są takie boksy w których czekamy na boarding. Po jednym na dwa gate-y. Są one otoczone szklanymi ścianami, które ładnie wyglądają, ale od wysokości mniej więcej 2 metry jest to siatka, do sufitu. Wygląda to koszmarnie, budzi okropne skojarzenia i nie ma (chyba) żadnego sensu.
  • Megafony. Na całej długości korytarza, na linii gdzie chodzą pasażerowie, gdzie są gate-y, są głośniki. Ogromne, i jest ich bardzo dużo. Ustawione są w równiutkich rzędach i, przynajmniej we mnie, budzą absolutnie skojarzenia z więzieniem. Zobaczycie je na kilku zdjęciach z mojego setu.

Poza tymi elementami, lotnisko wygląda miło, widać, że jest nowe, wygląda bardzo funkcjonalnie i nie ma  żadnego porównania z tym obleślnym gratem nazwanym Terminal 1.

Miłych lotów 🙂

Aha… w Paryżu pada 🙁

czas zmienia ludzi

Bill Clinton w październiku 2004 mówi o strachu/nadzieji:

A jego żona, w lutym 2008 prowadzi kampanię wyborczą w stanie Texas, poprzez reklamy z takim tekstem:

“It’s 3 a.m., and your children are safe and asleep, but there’s a phone in the White House and it’s ringing,” says the narrator in Clinton’s ad. “Something’s happening in the world. Your vote will decide who answers that call, whether it’s someone who already knows the world’s leaders, knows the military — someone tested and ready to lead in a dangerous world.”

Czas zmienia ludzi… na dodatek Hillary musi chwytać się brzytwy… Po najbliższym wtorku są duże szanse, że jej wybór będzie ograniczał się do honorowego poddania się, albo upartego trzymania się nogawki Obamy, żeby się nie przyznać do przegranej.  Wystarczy, że nałożymy trendy ostatnich 10 dni na najbliższe cztery. Dwa tygodnie temu Clinton miała w Texasie 15 procentową przewagę. Dziś przegrywa 4-6%. W Ohaio jeszcze wygrywa, ale tylko 2% (błąd stat. do 3%)…

Taka sytuacja zmusza ją do desperackich ruchów. A to z kolei potwierdza moje zdanie o niej. Po trupach do celu, bez moralności, bez własnego zdania, wszystko dla zysku, władzy, głosów. Jest skuteczna, inteligentna, ale jej totalnie nie ufam. Tak więc mam nadzieje, że po wtorku zajmie się wspieraniem Obamy w kampanii do wyborców w listopadzie.